Trzy lata temu szeregowy Leszek M. odbywał służbę w 3 Pułku Drogowo-Mostowym w Chełmnie. W czasie służby zachorował, trafił do lekarzy cywilnych w Chełmnie i Świeciu, a później do 10 Wojskowego Szpitala Klinicznego w Bydgoszczy. Niestety, zmarł. Śledztwo prowadzone przez Wojskową Prokuraturę Garnizonową w Bydgoszczy ciągnęło się tak długo, ponieważ był bardzo poważny problem ze znalezieniem biegłych, którzy podjęliby się oceny materiału dowodowego. W końcu zrobili to fachowcy z Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. To ich opinia doprowadziła do oskarżenia lekarzy.
W szpitalu wojskowym szeregowy Leszek M. został skierowany na badania do neurologa i ortopedy. Specjaliści nic nie znaleźli. Lekarze dyżurujący na oddziale ratunkowym najpierw sami zlecili wykonanie badań krwi, a następnie nie przeanalizowali wyników. Tymczasem wyniki morfologii - zdaniem biegłych - jednoznacznie wskazywały na potrzebę udzielenia natychmiastowej pomocy lekarskiej w warunkach szpitalnych.
Dyżurni lekarze - wbrew obowiązującemu regulaminowi oddziału ratunkowego - nie przyjęli szeregowego do szpitala.
Biegłym nie udało się ustalić, czy gdyby szeregowy Leszek M. został w szpitalu wojskowym, to udałoby się go uratować.
Lekarze nie przyznają się do winy. Grozi im kara od trzech miesięcy do pięciu lat pozbawienia wolności.