Malarz, rzeźbiarz, medalier, plakacista, scenograf i poeta od kilku lat jeszcze chętniej wraca do miejsca swych urodzin, bo ma tu swoje muzeum, którego zbiory podarował miastu. Na jubileusz przygotował dla chojniczan niespodziankę - na poddaszu kościoła gimnazjalnego można oglądać wystawę jego prac zainspirowanych podróżą do Chin.
Tam też artysta powitał gości, którzy przyszli złożyć mu gratulacje i życzyć kolejnych twórczych lat. Nie dostał co prawda kluczy do bram Chojnic, ale sam pochwalił się tymi, które dostał od prezydenta Jacka Majchrowskiego w Krakowie. Przekazał je w symbolicznym geście na ręce burmistrza Arseniusza Finstera.
Po obejrzeniu wystawy, co nastąpiło w ekspresowym tempie, wszyscy przeszli do auli Liceum Ogólnokształcącego im. Filomatów Chojnickich, czyli magicznego miejsca, gdzie dla Trzebiatowskiego wszystko się zaczęło, bo to tu chodził do szkoły i tu zdawał maturę. W auli był czas na benefis, który uświetnili fortepianowym koncertem uczniowie Szkoły Muzycznej: Weronika Jaroszewicz, Anna Rodzeń, Mateusz Flohr i Hubert Żmudzki.
A Trzebiatowski miał okazję powiedzieć o sobie i o swoich marzeniach. Widać, że był wzruszony. Podkreślał, że to dla niego ważny dzień, kiedy jest w swojej szkole, która przed laty była dla niego objawieniem. Przygotował nawet odpowiednie tło - tryptyk o wędrownych ptakach wracających do macierzy...
Wspominał, że było mu dane wiele przeżyć - wybuch wojny, wygnanie z Pomorza, oglądanie powstania w getcie i przeżywanie powstania warszawskiego, potem obóz w Pruszkowie i tułaczkę po Polsce. Mówił o trudnych czasach stalinizmu, o dominacji PZPR, ale też o ekstremie "Solidarności", która obróciła się przeciwko kulturze i ludziom sztuki...
- Moim powołaniem jest nie spełnienie, nie dotarcie, ale wieczne dążenie - charakteryzował swoją sztukę. - Wyszedłem z postimpresjonizmu, przez formę biologiczną do abstrakcji biologicznej i wreszcie geometrycznej, by dojść do własnego języka sztuki.
Było też o kolekcjonowaniu, krajoznawstwie i o poezji. A na koniec złożył pokłon miastu, ziemi, z której się wywodzi, i wszystkim obecnym. - Nigdy nie był on taki głęboki - mówił. - Bo nadal chcę służyć tej ziemi i nadal być siewcą dobra.
Były gratulacje i kwiaty, życzenia wszystkiego dobrego - m.in. od dyrekcji Zespołu Szkół, krewnych z rodu Trzebiatowskich, przyjaciół i znajomych. Każdy wychodził z katalogiem chińskiej wystawy mistrza i kto chciał, mógł dostać okolicznościową dedykację.
- Mnie tam w Chinach witano jako przedstawiciela sztuki europejskiej - mówił Trzebiatowski. - A ta wystawa obrazuje, jak ja postrzegam ich kulturę.
Czytaj e-wydanie »