Kawa, papierosy, praca do późna w ratuszu. Papierosy, kawa, praca. Nie miał czasu, żeby zoperować gardło. Nie miał czasu wykorzystać urlopu, co mu skwapliwie wytknęła opozycja. Że za dużo pracuje i za dużo srok łapie za ogon.
To już druga kadencja Arseniusza Finstera, burmistrza Chojnic. Absolwent Politechniki Koszalińskiej, mgr inżynier, nauczyciel w "mechaniku" na Kościerskiej, potem dyrektor tej szkoły, radny, burmistrz, pełnomocnik Politechniki Koszalińskiej w Chojnicach, świeżo upieczony dr ekonomii. Wykształcony, ambitny, elokwentny. Zdaniem wielu - słabo znosi inny punkt widzenia, alergicznie reaguje na krytykę. Ma belferskie nawyki. Lubi mówić i może mówić długo.
Jedni chcieliby wznosić mu pomniki, nazywać rondo jego imieniem albo fundować mu ulicę. Finsterstrasse, tak nazywali przez jakiś czas ulicę Drzymały, przy której mieszka. Inni utopiliby go w łyżce wody. - Ma chłop szczęście do konfliktów - wzdychają ci, którzy go znają. - Ale to facet z jajami.
Idol opozycji
Chojniczanie przyznają, że miasto się zmieniło. Nie do poznania. Nawet zagraniczni goście cmokają z podziwu. Jest rondo, odnowiona starówka (z frontu, z frontu - to znowu malkontenci), powstała pływalnia, wznoszone są kolejne bloki Towarzystwa Budownictwa Społecznego. Chojnice śmielej sięgają po pieniądze z Gdańska, przymierzają się do chapnięcia unijnych środków. Ruch w interesie widać gołym okiem. Opozycja - w sile czterech radnych Wyborczego Forum Samorządowego - krytykuje. - Nasze dzieci będą spłacać długi - prorokują. Burmistrz pokazuje słupek zadłużenia: - 16 procent, co to jest? Tyle co kot napłakał.
Każda sesja Rady Miejskiej to poligon, kto komu dokopie. Ostatnio pole walki przeniosło się na konferencje prasowe, bo opozycja doszła do wniosku, że skoro burmistrz może, to ona też. Więc burmistrz zaprasza w piątek. Opozycja - różnie. W zależności, ile się nazbierało haków na ojca miasta. We wtorek, dajmy na to, opozycja oburza się, że Finster sprzedaje Miejskie Wodociągi - dobrze prosperującą miejską spółkę, a w środę jest konferencja nadzwyczajna w ratuszu. Pełne dementi. Dziennikarze latają z konferencji na konferencję i mają mętlik w głowie: sprzedaje, czy nie?
Radni z WFS nie przyjęli z radością faktu, że Chojnice zakwalifikowały się do programu "Przejrzysta gmina", który - pilotowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności i "Gazetę Wyborczą" - ma pokazać blaski i cienie samorządności w Chojnicach. Jeszcze przed zakwalifikowaniem się Chojnic - jako jednej z szesnastu gmin w Polsce - wystosowali sążnisty list do Adama Michnika, by go przed Finsterem przestrzec. Nie pomogło. Chojnice będą testowane, więc teraz komentarz opozycji jest taki: - No i dobrze, mamy pełne teczki, możemy pokazać, co w trawie piszczy.
Finster zaciera ręce, bo chce udowodnić, że być może nie wszystko gra, ale przynajmniej jest na dobrej drodze. Że się z opozycją nie kocha, widać gołym okiem. Jak ma się kochać zresztą, gdy co chwilę musi się stawiać w prokuraturze. Spraw było pięć. Jedna o nieprawidłowości z przydziałem mieszkania socjalnego i podrobienie podpisu, następne o fałszywe zeznania, dopuszczenie do rewidowania petenta i inne uchybienia w ratuszu. - Wszystko umorzone - cieszy się Finster. - Chcieli ze mnie zrobić bandytę, nie udało się.
Opozycji rozstrzygnięcia prokuratorskie - nie tylko w Chojnicach, ale w Bytowie i Człuchowie - wydają się co najmniej dziwne. - Burmistrz stosuje mobbing nawet wobec prokuratorów - mówią zdegustowani członkowie klubu WFS. Chcą zaskarżyć do krajówki. Rejestr win burmistrza jest dużo większy - nie tylko pływa motorówką po Charzykowskim z wojewodą, ale płaci także bajońskie sumy za komórki. A potem twierdzi, że to dlatego, że odbierał telefony, będąc za granicą. Billingu ujawnić nie chce. Radny Zdzisław Januszewski jest niepocieszony, bo wtedy mógłby sprawdzić, nie tylko do kogo burmistrz dzwonił, ale które rozmowy były prywatne, a które służbowe.
Dlaczego tak nie lubią Finstera? Bo miał być ich burmistrzem, a poszedł do SLD. Bo drażni - mentorski ton, ciągłe pouczanie, ośmieszanie, krytykowanie. Bo jest przemądrzały i zawsze wszystko wie najlepiej. Jak można go lubić?
Krnąbrny członek
Nie lepiej, niestety, wiedzie się Finsterowi z własną partią. Teraz jest w SLD, był jeszcze niedawno w UW, co mu skwapliwie wypominają co niektórzy, mówiąc, jaki to z niego kameleon. - Lumpentr - to epitet opozycji, która podejrzewa Finstera o skok na Platformę.
Jako członek SLD Finster za bardzo zdyscyplinowany nie jest. Nie dość, że w przeszłości zdarzały mu się krytyczne wypowiedzi np. o polityce rządu, to ostatnio zasłynął z numeru, którym podpadł w macierzystej organizacji.
W Gdańsku próbowano - siłami m.in. LPR i SLD, dość egzotycznej koalicji, odwołać marszałka Jana Kozłowskiego z PO. Finster pojechał do Gdańska. Na posiedzenie sejmiku. Zabrał, oczywiście, głos, bo nie przywykł siedzieć cicho w kącie. - Pojechałem jako burmistrz, nie jako członek SLD - mówi. - Tłumaczyłem, że współpraca z zarządem województwa układa się nam bardzo dobrze. Dlaczego nie mam prawa tego powiedzieć? Kiedy to czysta prawda. Biernacki (wicemarszałek województwa - przyp. red.), to mój kumpel, mówimy sobie, on z PO, ja z SLD, stary, zróbmy coś ponad podziałami. I to wychodzi.
Po występie w Gdańsku Finster dostał po łapach. W lokalnym radiu można było usłyszeć karcące wypowiedzi posła Jacka Kowalika z SLD w Chojnicach i szefa organizacji wojewódzkiej w Gdańsku - Jerzego Jędykiewicza. Obaj sugerowali, że taka niesubordynacja może kosztować. - Jak Arkowi choćby palcem pogrożą, to ja się z takiej partii wypisuję - mówi sekretarz powiatowej organizacji SLD Antoni Szlanga. - Co to ma być? Gorzej jak za PZPR. To jakaś paranoja.
Do tej pory Finster nie dostał "wilczego biletu". Pod koniec stycznia ma być wezwany na dywanik do Gdańska, na posiedzenie zarządu SLD, gdzie jednym z tematów będzie jego faux pas. Jacek Kowalik mówi, że na pewno burmistrz zachował się nieroztropnie. - Może wychylił się, żeby go dostrzeżono - zastanawia się. - A może zmusiły go do tego okoliczności...
Miłośnik przyrody
Najbardziej malowniczą historią ostatnich miesięcy, której bohaterem jest Finster i jego kolega z sąsiedniego samorządu - gminy Chojnice - wójt Zbigniew Szczepański, też świeżo upieczony doktor, jest próba odwołania dyrektorki Zaborskiego Parku Krajobrazowego Ariadny Maćkiewicz. - Bo nie współpracuje - mówią samorządowcy. O ile wójt Szczepański ma jeszcze legitymację do występowania w sprawie Parku, bo leży on na terenie gminy, to aktywność Finstera można zrozumieć tylko wtedy, gdy się na niego spojrzy jako na miłośnika przyrody. Chojnice w Parku nie są, leżą o rzut beretem. Finster mówi, że chciałby, aby Park dobrze wypełniał swoją misję. A konkrety? Ma na wątrobie to, że leżące w Parku jezioro Warszyn zostało sprzedane prywatnej osobie. I to nie byle jakiej - bo Piotrowi Granowskiemu, który ma w ręku kablówkę w mieście i prywatne radio. Panowie, niegdyś zaprzyjaźnieni, dziś są do siebie nastawieni wrogo. Przekłada się to na obecność ojca miasta na falach eteru - w Radiu Weekend Granowskich prawie go nie ma. A jeśli się pojawia, to z reguły jako "czarny charakter". Efekt jest taki, że teraz Finster szuka nielegalnych kabli położonych rzekomo przez Zakład Usług Antenowych "Petrus" w mieście. - Jak chłopcy - śmieje się jeden z lokalnych VIP-ów. - Mówiłem Arkowi, jak coś do siebie macie, to się spotkajcie w lasku i dajcie sobie po buzi.
Maćkiewicz odwołać się nie udało, za to Finster znalazł się w nowym składzie Rady ZPK. Teraz zapowiada, że z dyrektorką współpracować będzie, ale pewnych tematów z przeszłości nie odpuści. - Trzeba wyjaśnić okoliczności sprzedaży jeziora Warszyn i rolę, jaką odegrał w tym samorząd Brus - mówi. - Dlaczego gmina Brusy nie doprowadziła do skomunalizowania tego akwenu? Przecież byłoby to z korzyścią dla mieszkańców. Dopilnuję, by nad jeziorem nie powstała żadna rezydencja, tylko laboratorium wody i rybakówka, tak jak to jest w projekcie. Niech Granowski przechowuje tu wędki, robaki i sieci.
Właściciel jeziora odpowiada Finsterowi w radiu, że ma już dosyć jego wtrącania się w nie swoje sprawy i że podejmie odpowiednie kroki prawne. - Ostrzegają mnie, że powinienem się bać - śmieje się burmistrz. - No, owszem, czasami czuję się niewyraźnie. Oglądam się za siebie, jak wysiadam z auta. I coraz częściej zastanawiam się, czy nie mam jakiejś pluskwy w gabinecie...
Niezadowolonych nie brak. - Za często mówi - ja, ja, ja - krytykują Finstera. Ulubione powiedzonko "moja skromna osoba" także drażni malkontentów, którzy twierdzą, że ten drobny facet w garniturze, co to wygląda jak grzeczny chłopczyk, to dla Chojnic klęska żywiołowa.
Finster idzie do przodu jak taran, choć nerwy co i rusz mu puszczają. - Chcą mnie wykończyć - mówi. - Ale ja się tak łatwo nie dam.
Moja skromna osoba
Maria Eichler [email protected] Fot. Aleksander Knitter
Zastanawia się, czy ma podsłuch w ratuszu. Jak wysiada z auta, instynktownie ogląda się za siebie. To tylko nerwica, czy coś więcej?