Urodzona w Człuchowie, po szkole podstawowej trafiła do Chojnic, gdzie rozpoczął się właśnie nabór do Liceum Medycznego. - Byłam z pierwszego rocznika tej szkoły - mówi Halina Kubiak. - Bardzo miło wspominam te lata. Do dziś pamiętam nauczycieli i wspaniałą atmosferę, jaka tam panowała.
Polepione misie
W dzieciństwie lepiła plastrami misie i uczyła się pielęgniarskiej sztuki na lalkach. Od początku wiedziała, że pielęgniarstwo jest jej pisane, więc nie namyślała się długo, gdy ogłoszono nabór do Liceum Medycznego.
- Zanim poszłyśmy na praktyki, ćwiczyłyśmy na sobie - opowiada. - Stawiałyśmy bańki, wkłuwałyśmy igły i wstrzykiwałyśmy wodę do iniekcji. Nie było wtedy igieł jednorazowych, więc jak zdarzyła się taka z zadziorem, to się można było załamać. Teraz sprzęt jest o wiele lepszy. Do dziś wspomina bańki ogniowe. Wie, jak je robić, ale także jak boli poparzona skóra. - Najważniejsze było wspaniałe grono pedagogiczne i świetna pani dyrektor - wspomina pani Halina. - Przyszłyśmy takie młode, każdy na nas patrzył przychylnym okiem. Może nawet miałyśmy fory?
Plastry i brzuchy
Od początku pracowała w szkole. - Najpierw to był po prostu przydział, a później już sama przyjemność - twierdzi. - Lubię pracę z młodzieżą i dziećmi. Myślę, że one mnie też lubią.
Każda szkoła ma swoją specyfikę. W ZSCKR są inne problemy niż w Zespole Szkół Zawodowych nr 2. - Dochód z praktyk tej młodzieży to często znacząca suma w rodzinnym budżecie - zaznacza. - Szanuję ich, bo ciężko pracują i uczą się.
W Szkole Specjalnej dzieciaki do niej lgną. Lubią pogadać, czasami przychodzą tylko po to, żeby nacieszyć się rozmową, poradzić, pożalić. - Między nami nie ma blokady - mówi. - Jest różnica między higienistką a nauczycielem, więc nic dziwnego, że czasami przychodzą zapytać się o różne, czasami osobiste sprawy.
Góry na stres
Praca higienistki różni się od tej, którą wykonują siostry na szpitalnych oddziałach czy w przychodni. - Kiedy podlegałyśmy pod ZOZ, to w czasie wakacji byłyśmy zapchajdziurami - opowiada. - Na chirurgii były urlopy, to leciałyśmy na chirurgię. Na wewnętrznym brakowało ludzi, to na wewnętrzny. Trzeba się było jakoś w tym wszystkim znaleźć.
Od 2000 roku prowadzi indywidualną praktykę i chwali sobie przejście na kontrakt, także pod względem finansowym.
W domu ma trzech mężczyzn - męża Rafała i synów - Patryka oraz Kamila, z którymi najlepiej wypoczywa. - Lubię też dobrą muzykę i książki - zdradza. - Kiedy byłam panną, często wyjeżdżałam w góry.
Schodziła polskie Tatry, zaliczyła Giewont, ale coraz rzadziej zagląda w okolice Zakopanego. - Kiedyś brało się plecak i ruszało - mówi. - Teraz mam rodzinę, więc taki wyjazd to wielka wyprawa.**
