www.pomorska.pl/bydgoszcz
Więcej informacji z Bydgoszczy na stronie www.pomorska.pl/bydgoszcz
Przeczytaj poniżej relację ojca Darka z przygotowań do rozpoczęcia roku szkolnego i z samej inauguracji.
"Gazeta Pomorska" też zaadoptuje dziecko z Madagaskaru!
8 października - piątek
Akcja wydawania wyprawek do szkoły
(fot. Fot. Ojciec Darek Marut)
- Która klasa? Pierwsza czy druga? - padają nerwowe pytania. - Dziewczynka czy chłopiec? Jaki kolor tornistra? Romeo - młody z Mampikony ściska cały plik kartek z nazwiskami dzieci i wyczytuje na głos według numeracji.
Olivia I klasa: zeszyt do rysunków, dwa zeszyty do ćwiczeń, cztery zaszyty w kratkę, kredki, długopis, ołówek, linijka, gumka, tabliczka, gąbka i kreda. Plecak jak na taśmie wędruje z rąk do rąk pracującej młodzieży i każdy coś do niego dokłada. Na końcu do plecaka zostaje przyczepiona kartka z nazwiskiem.
Adoptuj dziecko z Madagaskaru! Za 100 zł rocznie możesz dać mu wykształcenie! [wideo, zdjęcia]
Jeden z młodych - Richel dorysowuje uśmiechnięte buzie, które według niego mają zachęcić dzieci do nauki i pomóc w pokonaniu strachu, pierwszego dnia w szkole.
Grupa młodych licealistów przyszła by pomóc. Wiedzą, że szkoła jest ważna, czują się odpowiedzialni za maluchy, które nie miały szansy nauki. Jest gwarno i wesoło.
- Tylko dobrze sprawdźcie czy wszystko jest w plecaku, nie wrzucaj tak, tylko ładnie ułóż wszystko w środku - napominają się. To już drugi dzień takiego pakowania. Jesteśmy już przy sześćsetnym plecaku, gdy nagle skończyły się linijki. Ktoś bierze duży kosz i biegnie na bazar. Nie może niczego brakować.
Dzieci też pomagają i bardzo się w to wczuwają. Jedna z dziewczynek Emma, przytaszczyła na głowie dwa kartony brakujących zeszytów. Postawiła je na ziemi wzdychając: "Zaraz po prostu padnę!"
Kolejna, Roseline, do czekających w kolejce dzieci zawołała: "No dobrze, szybko mi tu mówcie, kto jeszcze nie dostał plecaka, bo my tu nie mamy czasu i jesteśmy bardzo zajęci."
Mały chłopiec odpowiedzialny za dystrybucję długopisów, widząc swojego rówieśnika powiedział: "Damy mu jeden długopis więcej, jego mama zmarła w zeszłym roku."
9 października - sobota
Od 6 rana w sobotę noszenie kartonów i pakowanie do samochodu. Ruszamy w trasę by rozwozić przygotowane plecaki dla dzieci na wioskach. Mamy do pokonania kilkaset kilometrów. Rozładowujemy kartony i wracamy po kolejne.
W międzyczasie na misji o. Michał wraz z młodzieżą przygotowuje kantynę dla dzieci. Wszystko pachnie jeszcze świeżością. Dwóch murarzy pracowało ciężko przez dwa miesiące. Jeszcze w zeszłym tygodniu kładli tynki a dwa dni temu ostatnie malowanie. Teraz już tylko mycie talerzy, kubków, sztućców i garnków.
Trzeba jeszcze porąbać drewno na opał, ustawić stoły i przesiać ryż na pierwszy, poniedziałkowy obiad dla sześćdziesiątki zgłodniałych maluchów. Na otwarcie kantyny będzie też polski akcent - gulasz.
List z Madagaskaru - Lucie i jej brat wkrótce pójdą do szkoły
10 października - niedziela
Po południu kolejny transport do dwóch najbardziej odległych szkół. Pojechało też z nami czterech nowych nauczycieli wraz z całym dobytkiem. Można dojechać najbliżej 15 km od wioski. Dalej drogę przecina rzeka.
Na brzegu czekało już sześć dwukołowych bryczek z zaprzęgniętymi bykami. Wśród mnóstwa plecaków i rzeczy były też dzienniki, kreda, słowniki, książki i piłki. Przygotowane plecaki musieliśmy poupychać w worki po ryżu. Nie starczyło kartonów, nie tak łatwo je tutaj zdobyć. Wszystkie pakunki trzeba było powiązać sznurami, by nic nie zgubiło się w czasie przeprawy przez rzekę. Dotarły na miejsce wieczorem a w poniedziałkowy poranek trafią prosto do rąk uśmiechniętych dzieci.
11 października
No i się zaczęło… Wszyscy od rana zaczęli gromadzić się przed szkołą. Niektóre dzieci wyszły z domu już o godz. 6 czyli od razu po wschodzie słońca. Mówiły, że bały się spóźnić. Nie mają przecież zegarka.
Zobaczyłem biegnących dwóch chłopców. Każdy miał założonego tylko jednego buta.
A co to teraz? - zapytałem. Wytłumaczyli mi, że Olivier nie wiedział, że dziś już powinien założyć buty, więc jego rówieśnik Pone dał mu jednego, żeby nie było mu przykro.
Jedna z mam płakała widząc swoje dzieci z plecakami i w nowych rzeczach. - Spotkało nas takie wielkie szczęście - szlochała.
Dokładnie o godz. 7.30 rozległ się pierwszy dzwonek powitany brawami i radosnymi okrzykami. Wciągnięto na maszt flagę Madagaskaru. Potem wszyscy odśpiewali hymn narodowy. Ojciec Michał jako dyrektor szkoły powitał 1300 uczniów w nowym roku szkolnym. Spośród nich 200 stanowią dzieci adoptowane przez rodziny z Polski. Na ich twarzach rysowało się skupienie a nawet przerażenie. Z wielkim zdumieniem przyglądały się wszystkiemu. Większość pierwszy raz w życiu przekroczyła szkolne mury.
W momencie rozejścia się do klas pojawił się problem. Nasze dzieci były zagubione i nie wiedziały gdzie pójść. Na szczęście nauczyciele zadziałali bardzo szybko i pomogli nowym dzieciom odnaleźć swoją klasę. Przed południem wielu przybiegło i zaczęło się opowiadanie. Już nie były takie spięte, ale nadawały jak katarynki o swoich przeżyciach, przekrzykując się jedno przez drugie.
- Ja siedzę w ławce z taką jedną dziewczynką, a ja ze swoim sąsiadem. - Nasza pani nauczycielka jest bardzo miła. Nasza opowiadała czego będziemy się uczyć. My w klasie oglądaliśmy swoje przybory - relacjonowały z detalami. Wielka radość i przejęcie. - Szkoda, pomyślałem, że wasze rodziny z Polski nie mogły dziś tu być i zobaczyć waszej radości, ale na pewno ją podzielają mając świadomość z tego, że rozpoczęłyście naukę.
Godzina 12 . Otwarcie kantyny. Od rana bieganina, ostatnie zakupy i gotowanie obiadu. W południe wszystko stało już gotowe na stołach. Przyszły dzieci. Po ostatecznym zamknięciu listy doliczyliśmy się 72 maluchów, które z wielką nieśmiałością zajmowały miejsca. Nastąpiło powitanie.
Wytłumaczyliśmy wszystkim, że powinno być tutaj jak w domu. Każdy będzie za coś odpowiedzialny. Po posiłku jedni będą pomagać przy myciu naczyń, inni zamiatać.
Początkowo była grobowa cisza. Okazało się, że dzieci nie są zwyczajne jeść przy stole bo w domu jedzą na ziemi. Większość nie ma ani stołu, ani nawet jednego krzesła. Dzieci chwyciły więc talerze i chciały usadowić się pod stołami. Z drugiej strony, co się dziwić skoro sami powiedzieliśmy, że będzie tu jak w domu?
Ostatecznie maluchy dały się przekonać, że spróbujemy usiąść razem do stołu. Mimo wszystko szybko zaaklimatyzowały się i niebawem zrobiło się gwarno a porcje ryżu i gulaszu z warzywami migiem zaczęły znikać z talerzy. Sam nie mogę się nadziwić jak np. pięcioletni mały Malgasz potrafi zjeść ogromną furę ryżu, kiedy ja nawet będąc bardzo głodny, nie mógłbym dojść nawet do połowy. Nie bez przesady więc mówi się, że Malgasze są największymi zjadaczami ryżu na świecie. Mimo wszystko w połowie posiłku znana nam już Lucie musiała odejść od stołu skarżąc się na ból brzucha. Zjadła za dużo i za szybko.
Dzieci zachwycały się nawet bananami, które w sumie są tutaj wszędzie. - Już dawno nie jadłam tak dobrego obiadu - powiedziała jedna z dziewczynek. Na koniec pojawiło się pytanie - A co będzie jutro na obiad?
Polska? A tak, tam mam rodzinę!
Mampikony nie było dziś jedynym miejscem tak wielkiej radości. Rok szkolny rozpoczęło jeszcze kilka innych szkół na wioskach. Dzięki pomocy z Polski prawie 1000 dzieci usiadło dziś w szkolnych ławkach.
Od dzisiaj nie będą tylko podlewać cebuli, nie będą paść byków lub bawić się przed domem kamieniami. Będą się uczyć. Będą zdobywać wiedzę o swoim kraju i świecie. Może kiedyś na lekcji geografii nauczyciel pokaże im daleki kraj - Polskę, ale one powiedzą - Polskę to my już znamy, bo tam właśnie mieszka nasza rodzina. Wszyscy jesteśmy dziś bardzo szczęśliwi i z nadzieją patrzymy na przyszłość naszych małych przyjaciół.
Udostępnij