- Jedni politycy straszą, że jesteśmy o krok od Argentyny. Drudzy twierdzą, że sytuacja gospodarcza wcale nie jest taka zła. Kto ma rację?
- Polska stoi na rozdrożu. Kryzys typu argentyńskiego może się u nas zdarzyć, ale nie musi. Unikniemy go pod warunkiem ożywienia produkcji i zmiany polityki finansowej, której najsłabszym ogniwem jest polityka monetarna, koordynowana przez Narodowy Bank Polski...
- Bank centralny, a ściśle Rada Polityki Pieniężnej obcinała stopy procentowe już siedem razy. Nie spowodowało to potanienia kredytów w oczekiwanym stopniu. Wywołało natomiast gwałtowny spadek oprocentowania depozytów. Nie o taką reakcję chodziło. Czy to nie świadczy, że ze stopami trzeba się obchodzić bardzo ostrożnie?
- Bank amerykański obniżał stopy 11 razy. Robił to tak długo, aż doprowadził do pobudzenia koniunktury. U nas stopy są wciąż realnie za wysokie. Nasz bank obniżył je za mało i za późno. A że nie wywołało to od razu pożądanej reakcji? To naturalne. Z reguły banki komercyjne najpierw obniżają oprocentowanie depozytów, potem kredytów. Przyjdzie czas i na tańsze, bardziej dostępne kredyty. Nie łudźmy się jednak, że wywoła to od razu boom inwestycyjny. Nie będzie go choćby z tego względu, że jedna trzecia istniejących mocy wytwórczych jest niewykorzystana. Hale stoją puste, maszyny unieruchomione. Gospodarka została zarżnięta. Przez błędną politykę pieniężną, przez poronioną koncepcję "schładzania", realizowaną przez poprzedniego wicepremiera, obecnego prezesa NBP w imię poprawy równowagi makroekonomicznej, z czego też nic nie wyszło, a w odniesieniu do budżetu państwa nastąpiło coś odwrotnego od deklarowanych celów. W finansach publicznych mamy sytuację najgorszą od 10 lat ...
- Na czym to schładzanie polegało?
- Na celowym wyhamowaniu tempa wzrostu produkcji poprzez spowolnienie przyrostu płac, podrożenie kredytów, cięcia wydatków budżetowych itp. Słowem - na ograniczeniu dopływu pieniądza na rynek i stłamszeniu popytu. Problem w tym, że z tym schładzaniem przesadzono. Gospodarka go nie wytrzymała, wpadła w recesję. Przy tak złej polityce to się musiało stać. Nikt nigdzie na świecie nie rozwija produkcji, jeśli nie ma jej komu sprzedać. Koncepcja schładzania miałaby sens, gdyby równolegle ze spadkiem popytu w kraju, wzrastał popyt na polskie produkty i usługi za granicą...
- Czy próbowano wspierać ekspansję eksportową?
- Niestety, nie. Eksport stawał się coraz mniej rentowny. Półtora roku temu kurs walutowy zbliżał się do 4,70 zł za dolara. Ówczesna prezes NBP twierdziła, że jest to poziom właściwy. Kilka miesięcy później, choć cyferki po przecinku uległy przestawieniu i kurs wynosił 4,07 zł, też nie widziała powodu do niepokoju. Teraz relacja kształtuje się jak 1 do 4,15, eksporterzy za dolara otrzymują mniej jak w przeszłości, a władze monetarne nadal z obojętnością patrzą na podupadanie i bankructwa firm.
- Dlaczego złoty jest tak drogi?
- Zawyżone stopy bankowe utrzymują na wysokim poziomie oprocentowanie depozytów. To przyciąga obcy kapitał, który wymienia dolary, jeny, euro na złote, potrzebne na zakup obligacji i innych papierów skarbowych. Popyt na złotego podbija jego cenę. Złoty jest drogi, dolar tani. Eksport się nie opłaca, opłaca się natomiast import, który wypiera z rynku rodzimą produkcję, a ludzi z fabryk. Nie wspominając o tym, że obligacje i bony budżet musi wykupywać wraz ze słonymi odsetkami.
Polityka pieniężna ma ogromne znaczenie dla rozwoju. I jeżeli się nie zmieni, ten rząd niewiele będzie mógł zrobić dla szybkiego tempa wzrostu produkcji i obniżenia bezrobocia. Będzie się szarpał, denerwował ludzi, narażał na ataki tak jak ostatnio minister Hausner, na którego informacjach i propozycjach żeruje grupa polityków wraz z mediami. Niektórzy patrzą tylko, z której strony by temu rządowi przyłożyć. Nie szukają rozsądnych elementów w przedstawionych rozwiązaniach...
- Budżet na 2001 rok, autorstwa koalicji AWS-UW, w żadnym miejscu nie sygnalizował dramatu. Bezrobocie miało nie przekroczyć wskaźnika 15,4, produkcja przyrosnąć o 4,5 proc. Nic się nie sprawdziło. Co jeszcze bardziej zdumiewające, przez różowe okulary patrzyły w przyszłość również niezależne ośrodki badawcze.
- Nie wszystkie, oczywiście. Tylko że media, co ciekawe, cytują najczęściej te, które się mylą. Nie odbiegały daleko od rzeczywistości na przykład prognozy prof. Leona Podkamidera z Wiedeńskiego Instytutu Studiów Porównawczych. Katastrofę bez mała przewidywało wielu polityków dziś rządzących. Choć przyznaję, że trudno było określić jej skalę. Dlaczego? Bo trudno było zakładać, że fatalna i szkodliwa polityka pieniężna NBP i ''schładzanie" będą trwały tak długo. To więcej niż głupota, to zbrodnia sprowadzić produkcję z 7,5 procent w II kwartale 1997 roku - a takie było tempo jej wzrostu, kiedy skończyłem swoją misję w rządzie, realizując z powodzeniem "Strategię dla Polski" - do zera w I kwartale 2002 roku, a przy okazji podnieść bezrobocie z 10 do 18 procent! Też tego nie przewidywałem...
Dodajmy, że obecnej recesji nie można tłumaczyć kryzysem w Rosji, Azji, dekoniunkturą na świecie. Przez to mogliśmy stracić może do 2 procent z potencjalnie możliwego do osiągnięcia PKB (Produktu Krajowego Brutto). A gdzie reszta? Gdzie pozostałe 5 punktów procentowych? Ten bolesny dla społeczeństwa ubytek to konsekwencja błędów rządzących w ostatnich latach, zwłaszcza zaś nieudolnej polityki gospodarczej. Rząd Leszka Millera powinien z tego wyciągnąć wnioski. Jeśli tego nie zrobi, zostanie obciążony odpowiedzialnością za recesję, bezrobocie, biedę, dziurę budżetową, za wszystko. Zapłaci za nie swoje winy. Już płaci...
- Czy strategia rządu stwarza szansę przełamania impasu?
- Mnie perspektywa rozwoju w tempie 1-3-5, to znaczy w tym roku o 1 proc., potem o 3 i w 2004 r. - o 5 proc. - nie zadowala. Polskę stać na więcej, co udowodniła w latach 1994-97, powiększając PKB o 6,4 proc. średniorocznie, w sumie aż o 28 procent! Powtórzenie tego wyniku jest zadaniem bardzo trudnym. Niełatwo pacjenta ze stanu agonalnego doprowadzić do dobrej formy. Ale jest to możliwe przy stosowaniu dobrej terapii.
Prof. dr hab. Grzegorz W. Kołodko - dyrektor Centrum Badawczego Transformacji, Informacji i Globalizacji. "TIGER" przy WSPiZ im. L. Koźmińskiego. W latach 1994-97 wicepremier i minister finansów. Autor "Strategii dla Polski". W latach 1997-2000 wykładowca na uniwersytetach amerykańskich oraz ekspert ONZ, Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Autor wielu prac naukowych opublikowanych w 20 językach.
