MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Na tropie wielkiej piątki

Michał Woźniak
Masai Mara - to najsłynniejszy kenijski park narodowy. Dziesiątki tysięcy zwierząt żyją tu według odwiecznych praw natury. Nieustannie trwa tu wielka wędrówka. Gnu przechodzą tu z tańzańskiego Serengeti w poszukiwaniu obfitszych pastwisk, za nimi podążają drapieżniki. Wszystko zaś podglądają turyści wyposażeni w aparaty fotograficzne i kamery...

     W centrum Nairobi, przy siedzibie agencji zajmującej się organizacją safari, czekają dwa jeepy. Zabiorą nas do Parku Narodowego Masai Mara. - Mów mi Jumbo - kierowca i jednocześnie przewodnik jest bezpośredni. W agencji twierdzili, że jest najlepszy w całej Kenii. Oby! Jeden dzień na safari kosztuje 60 dolarów, jeśli zaś trafi się na początkującego przewodnika - trudno zobaczyć coś ciekawego. Ja zaś mam wielką ochotę na spotkanie wielkiej piątki - jak nazywa się "najgrubsze" zwierzęta Afryki - słonia, nosorożca, lamparta, lwa i bawołu.
     Po kilku godzinach zjeżdżamy na sawannę. Przewodnik tylko sobie znanymi ścieżkami lawiruje wśród głazów i krzaków. Niewprawne oko nie zauważa żadnych znaków orientacyjnych - jedziemy jednak dobrą drogą. Świadczy o tym... korek, złożony z kilkunastu aut. Jeden z minibusów "zakopał" się podczas przekraczania strumienia. Teraz kierowcy pozostałych samochodów starają się pomóc w opuszczeniu pułapki. - Na sawannie nie wolno nikogo pozostawić bez pomocy - tłumaczy Jumbo. - Jednego dnia ja pomogę tobie, innym razem ty się zrewanżujesz... Wspólnymi siłami wypychamy vana z błota, ten jednak zakopuje się coraz bardziej - ma zbyt niskie zawieszenie. - W tym miejscu podstawą jest napęd na cztery koła - dodaje przewodnik. Przejeżdżamy strumień kilkadziesiąt metrów dalej i wracamy już po drugiej stronie. Za pomocą linki holowniczej uwalniamy wreszcie niefortunnych turystów z pułapki.
     Późnym popołudniem dojeżdżamy do obozowiska. Kilkanaście namiotów, drewniana jadalnia i masajscy wojownicy jako ochrona. - Obowiązuje całkowity zakaz samodzielnego wychodzenia poza obóz. Chyba że chcesz być zjedzony przez lwa - nie wiem czy ostrzeżenie traktować jako żart, czy tak jest faktycznie. Wszyscy są jednak tak wykończeni całodzienną jazdą, że znikają w namiotach. Wstajemy dopiero na kolacje - serwowane są ziemniaki, gotowane warzywa i wołowy gulasz. Jadłospis jest więc o niebo lepszy od masajskiego. Ci odziani w czerwoną płachtę koczownicy piją bowiem głównie mleko zmieszane z bydlęcą krwią i - od święta - mięso padłej krowy.
     Polowanie na lwa
     
Masai Mara w południowo - zachodniej części Kenii to niesamowite nagromadzenie zwierząt - są słonie, żyrafy, gnu, gazele, nosorożce - wymieniać można godzinami.
     Skoro świt opuszczamy obóz. Na równiku słońce nie wstaje jednak zbyt wcześnie - dzień trwa tu równe 12 godzin - od godziny 7 do 19. Wczesny wyjazd umożliwia podglądanie zwierząt przy wodopoju. Druga okazja do jednoczesnego zobaczenia tylu gatunków nadejdzie dopiero wieczorem.
     Jumbo bezbłędnie prowadzi do siedlisk poszczególnych gatunków. Lwy leniwie wylegują się w rodzinnym gronie, nosorożce to samotniki, słonie w ogóle nie zwracają uwagi na samochody z turystami.
     Oficjalnie po parku narodowym powinno jeździć się wytyczonymi ścieżkami. Co jednak zrobić, gdy stado jest zbyt daleko od szlaku? Wskazujemy Jumbo stado żyraf - jedź tam.
     - Nie wolno! Za to grożą wysokie kary.
     - Ale inni jadą...
     - Oni są na to przygotowani - żartuje. Wreszcie podjeżdżamy i my. Zaraz za żyrafami, w zaroślach żerują słonie. Muszą być rozdrażnione, bowiem mocno wachlują uszami. Nawet nie próbujemy się zbliżać. Wypatrujemy największego skupiska aut i jedziemy w tym kierunku. Skoro jest ich tyle - musi tam być coś ciekawego. Faktycznie wypoczywa tam 6-osobowa lwia rodzina. Otoczona kilkunastoma samochodami podnosi się jednak leniwie i szuka bardziej intymnego miejsca.
     - Kilka miesięcy temu miałem niesamowitą przygodę - _opowiada Jumbo. - Lwica wskoczyła na maskę samochodu. Turyści byli oczarowani, ale tylko do chwili, kiedy uświadomili sobie, że samochód ma przecież zdjęty dach! Przez następną godzinę udawali, że ich w ogóle nie ma. Na szczęście lwica nie miała morderczych zapędów.
     Na tropie kłusowników
     
Jeszcze kilkanaście lat temu afrykańskie parki narodowe były prawdziwą mekką dla amatorów szybkiego wzbogacania się. Zbyt słabe jeszcze rządy nie potrafiły zapewnić należytej ochrony żyjących tu zwierząt - masowo ginęły więc słonie, nosorożce, lamparty czy lwy. Kość słoniowa, róg nosorożca, kły i skóry - to były przedmioty pożądania dla wielu kolekcjonerów na całym świecie. Tym gatunkom groziła więc niemal całkowita zagłada. Państwo zdecydowanie położyło jednak kres kłusownictwu, każdy z parków otrzymał zaś silnie uzbrojonych strażników.
     
- Nie oznacza to jednak, że kłusownicy zniknęli już bezpowrotnie. Kły, czy róg nosorożca, nadal osiągają bardzo wysoką cenę_ - wyjaśnia przewodnik. - Licencje na odstrzał są jednak niezwykle drogie. Okazały słoń to przynajmniej 20 tysięcy dolarów, nosorożec kosztuje jeszcze więcej. Przyjeżdżający tu myśliwi polują więc głównie na gazele i inną drobną zwierzynę.
     Złapany na gorącym uczynku kłusownik jest dziś przykładnie karany. Oprócz kilku lat więzienia musi zapłacić również równowartość licencji i drugie tyle za nielegalny odstrzał. To już skutecznie odstrasza od nielegalnych polowań.
     Długopis dla Masaja
     
Masajskie wioski - manyatta nie prezentują się zbyt okazale. Na planie okręgu stoi kilkanaście okrągłych chat z gliny, pokrytych wiązkami trawy. Całość jest otoczona płotem z kolczastych gałęzi. Z jednej strony jest to zagroda, do której na noc zaganiane są krowy i kozy, z drugiej zaś ochrona przed żyjącymi tu drapieżnikami.
     Krowy uznawane są przez tubylców za największy skarb. Właśnie liczbą tych zwierząt określa się stan majątkowy właściciela. Krowami płaci się też za kobiety. Jeśli Masaj jest bogaty - może mieć nawet kilkanaście żon, każdą trzeba jednak wykupić od rodziców za 20 czy nawet 50 krów! Posiadanie tak dużej liczby kobiet jest jednak z męskiego punktu widzenia dość wygodne. To właśnie one wykonują wszystkie najcięższe prace - budują chaty, przygotowują jedzenie, doją krowy, znoszą drewno czy opiekują się liczną gromadą dzieci. Mężczyźnie pozostaje korzystanie ze wszystkich uroków życia i doglądanie krów na pastwisku. Czasem też pojawi się szansa zapolowania na lwa podchodzącego pod stado - to już prawdziwie męskie zajęcie. Jedyną bronią, którą dysponują tubylcy są dzidy - jeśli chybią, pojedynek może zakończyć się dla nich tragicznie.
     Robienie interesów z masajskimi kobietami to czysta przyjemność. Za zapalniczkę można dostać kilka sznurów korali albo ładny wisior. Jeszcze cenniejsze są długopisy. Gorzej, jeśli trafiliśmy do wsi, gdzie poznano już wartość zielonego pieniądza. Wtedy trzeba zapłacić już za sam wstęp do wioski, przynajmniej 15 dolarów. Każda propozycja zrobienia fotografii kończy się zaś tak samo "one dollar, mister".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska