- Szukam innych pokrzywdzonych, może wspólnie zajmiemy się sprawą, kierując ją do organów ścigania? - _mówi pani Ewa. Czuje się oszukana, nie dość bowiem, że nie ma obiecanego samochodu, to jeszcze wygląda na to, że straciła 1400 złotych.
- Skusiła nas reklama w "Realu" - mówi mąż pani Ewy. - Przeanalizowaliśmy warunki uznając, że będziemy w stanie
**_spłacać raty przez osiem lat
Wymarzony samochód mieliśmy jednak odebrać w ciągu czterech tygodni po załatwieniu wszystkich formalności. To była spora pokusa, wpłaciliśmy więc tysiąc czterysta złotych tak zwanej kaucji i czekaliśmy.
Po trzech miesiącach państwo T. otrzymali - do wyboru - kilka wersji spłacania rat. Samego kredytu ani samochodu nadal jednak nie było. Miejsce, w którym załatwiali formalności, zastali zamknięte na głucho z informacją, że będzie czynne w marcu. - Widzieliśmy, że wiele osób załatwiało formalności, takich nabitych w butelkę jest z pewnością więcej - mówią państwo T.
Panią Barbarę spotkała inna przykrość. Zachęcona prasowymi anonsami zdecydowała się wziąć 5-tysięczną pożyczkę w jednej z firm mających swą siedzibę przy placu Wolności. Sprawa wydawała się prosta. Klientka miała wpłacić 200 złotych tytułem opłaty wstępnej, otrzymać 5 tysięcy złotych a potem spłacać je przez pięć lat po 62,08 złotych miesięcznie. Umowa została zawarta 6 grudnia. -_ Dokładnie pytałam przedstawicielkę biura czy
**w razie rezygnacji
_te 200 złotych będzie mi zwrócone. Zapewniono mnie, że tak - mówi pani Barbara. - Tylko pod tym warunkiem zdecydowałam się na wpłatę, bowiem to dla mnie spora kwota. Pożyczki jednak nie otrzymałam, zaś po wielu interwencjach w sprawie zwrotu opłaty wstępnej dostałam pismo ze Szczecina. Przedstawiciel Pomorskiej Grupy Inwestycyjnej "Fundusz" poinformował mnie, że "... nie podlegają zwrotowi zarówno wniesiona opłata wstępna, jak i administracyjna... ".
Ani pani Barbara, ani państwo T. nie chcą już obiecanych dóbr na raty. Chcieliby jednak odzyskać swoje własne pieniądze.
