Ale chyba najlepiej czuje się w powietrzu, kiedy balon wznosi się kilka tysięcy metrów nad ziemią, a on może kontemplować przyrodę.
Najbardziej można zazdrościć mu widoków, gdy balon majestatycznie przemieszcza się nad Alpami lub Saharą. Ale i lot nad Wisłą godzien jest zazdrości. Gdy kusi smak i zapach porannego lub wieczornego powietrza.
Wszystko powinno zaczynać się w jakimś punkcie. Ale kiedy i od czego zaczęła się podniebna pasja Piotra Górnego? Od klejenia modeli samolotów? Zdjęć zawieszanych na słomiance?
Sterowce nad Afryką
Piotr Górny kręci głową. - Nic z tych rzeczy. Dużo czytałem, ale niekoniecznie o wojnie - rozkłada ręce. Chociaż pojawia się pewien trop - przeczytał kiedyś książkę o pilotach niemieckich sterowców z czasów I wojny światowej. Z Berlina dolecieli do niemieckiej kolonii w Afryce.
Drugi trop prowadzi do Dęblina. Nie chciał się szkolić na szybkich myśliwcach tylko na powolnych transportowcach lub śmigłowcach. Bo one są bardziej romantyczne: lecą powoli i można popatrzeć przez okno na mijane krajobrazy. Nie udało się.
Skończył szkołę w Oleśnicy. I jako personel naziemny obsługiwał MiG-i 23. i MiG-i 21. bis.
- Praca na lotnisku była już namiastką lotu - wspomina Piotr Górny. - Wtedy piloci i mechanicy byli bardzo zżyci. Dobrze się tam pracowało.
Po 15 latach zdjął mundur. Kolega został dyrektorem Aeroklubu Koszalińskiego. Pojechał do niego.
- Akurat kupili w aeroklubie rosyjski balon o fatalnej konstrukcji - uśmiecha się Piotr Górny. - Śmiało można go nazwać "latającym żelazkiem". Ale właśnie na nim nauczyłem się latać. Wszystkie inne balony po tej konstrukcji to były mercedesy.
Romantyzm lotnictwa
- Latanie balonem to najbliższy kontakt z przyrodą - opowiada. - Przez ponad dwieście lat historii w baloniarstwie zmieniło się niewiele. Kiedyś powietrze ogrzewało się paląc sierść owiec, a powłokę balonu robiono z papieru. Dziś robi się ją z nylonu lub poliestru, a powietrze ogrzewa spalany gaz. Ale romantyzm lotnictwa pozostał. Jak startuję rano, to jest duża wilgotność powietrza i świetnie słychać, o czym mówią ludzie na ziemi. Mogę też zejść na wysokość dwóch metrów i zapytać, nad jaką wsią właśnie przelatuję. Wtedy każdy pyta, skąd i dokąd lecę. W szybowcu, samolocie - nie da się tego osiągnąć.
Największe, dwu- trzydniowe rekordy bije się na balonach wypełnionych wodorem lub helem. W ciągu dnia, gdy słońce ogrzewa gaz, balon się unosi. W nocy, gdy gaz kurczy się z zimna, balon opada, ale po to są balastowe woreczki z piaskiem, by odsypując piasek zmniejszać ciężar balonu. A jak skończy się gaz i piasek, to trzeba już lądować. Balony gazowe startują m.in. w zawodach o puchar Gordon - Bennetta
Są też balony na ogrzewane powietrze. Do lotu niezbędny jest palnik i zbiornik na propan. Spalany gaz ogrzewa powietrze - balon się unosi.
Piotr Górny stara się reaktywować starą, baloniarską tradycję nadawania nowicjuszom ziem, nad którymi lecieli, Wprowadził ją już król Francji dla pierwszych śmiałków. By nie naruszać praw własności - w ramach "chrztu" - nadają terytoria powyżej metra nad ziemią, żartobliwy tytuł szlachecki, a wszystko poświadczają stosownym certyfikatem i szampanem.
Gdy pytam o chwile zachwytu, Piotr Górny opowiada o locie nad Alpami, kiedy startowali z wysokości trzech tysięcy metrów nad poziomem morza, a wzbili się na ponad sześć tysięcy, co i tak nie jest jeszcze jego życiowym rekordem (7.250 metrów n.p.m.). Tam, u góry, temperatura mogła już spaść do minus trzydziestu stopni, ale powietrze było tak czyste, że widoczność sięgała 200-300 kilometrów.
Podczas innego, trzygodzinnego lotu nad Alpami, którego start był w Austrii, przelecieli nad Niemcami i wylądowali w Szwajcarii.
- To było poczucie znikomości człowieka wobec tych ogromnych gór - dodaje i mówi, że zawsze przed startem przeżywa drobny stres, który tylko wyostrza reakcje. - Po prostu powietrze nie jest miejscem, w którym się urodziliśmy i żyjemy. Z góry widzę coś, co ma okazję oglądać tylko kilka osób. Jest w tym samotność kontemplowania widoku, a czasem interesujące spotkania z ciekawymi ludźmi podczas startów.
Świat widziany z wysoka
Opowiada o zawodach we Francji, gdy w niebo wzbijało się około tysiąca balonów, o najbardziej egzotycznych zawodach o Puchar Pacyfiku w Japonii, o ostatnich zawodach sportowych na Saharze, kiedy leciał nad pustynią balonem i walczył z trudnymi warunkami atmosferycznymi. Marzy mu się jeszcze start w Stanach Zjednoczonych, gdy podczas jednej imprezy wzbija się w niebo kilka tysięcy balonów.
- W trzydziestu procentach mam wpływ na to, gdzie lecę, a co do reszty, to muszę się dostosować, jak w życiu - mówi Piotr Górny. - Latanie opiera się na roztropności i kalkulowaniu ryzyka.
Przeważnie spotykają się z życzliwością ludzi, ale mieli dwie sytuacje, w których pijani rolnicy domagali się odszkodowania za zgniecioną - podczas lądowania - trawę.
O mały włos poleciałby balonem nad biegunem północnym. Ostatecznie imprezy nie udało się zorganizować (choć niewiele brakowało), a rok później przelot wykonał inny baloniarz.
Szacuje się, że w Niemczech jest 1,3-1,5 tysiąca balonów, w Polsce około 130, a jeszcze mniej na Litwie. - Ale - zaznacza Piotr Górny - nie jest to sport ani popularny, ani elitarny. Choć drogi.
Po wylataniu 600 godzin powłokę balonu (koszt ok. 20 tys. euro) trzeba wymienić na nową.
Polska Organizacja Lotnicza z siedzibą w Chełmnie, której Piotr Górny prezesuje, zorganizowała pierwsze zawody baloniarskie kilka lat temu - kolejne szykują w lipcu, ale na razie szukają sponsorów.
Roman Laudański
[email protected]