Pani Irena ma troje dzieci, najstarszy syn ma 18 lat, dwoje pozostałych chodzi do gimnazjum. Z renty po ojcu wyżyć się nie da. A z pracą jest słabo, stąd teraz te truskawki i jagody w bramie. - Od lutego miałam pracę w Urzędzie Miejskim - mówi Wajerczyk. - Sortowałam korespondencję i byłam gońcem. W czerwcu umowa się skończyła i muszę sobie radzić sama.
Przeczytaj także: W Radzimiu bieda aż piszczy. Mieszkańcy żyją z obierania cebuli
Wajerczyk woli latem zbierać jagody w lesie na własną rękę, bo mówi, że pośredniak i tak wysyłał ludzi tylko na truskawki. - Nic innego i bardziej stabilnego nie mają - martwi się. - A ja chcę pracować. Mam 26 lat stażu. Byłam bufetową, kelnerką, pracowałam w sklepie. W poprzednim roku z urzędu pracy sprzątałam stadion w Sępólnie.
Kobieta żałuje, że tego typu pracy finansowanej z pośredniaka jest tak mało. - Przecież ulice brudne, nie tylko ja do pracy chętnie bym poszła - mówi. - A ja jestem taka, że nigdy nie pytam o pensję. Biorę to, co jest i się cieszę. Inaczej niż teraz młodzi. Oni najpierw pytają, ile zarobią. U mnie to nie do pomyślenia. Szanuję pracę i najważniejsze jest to, że po prostu jest.
Czytaj: W Czersku na Transportowców dorabiają jagodami do czynszu
Sępolanka sprzedaje teraz truskawki i sama zrywa się rankiem, by zebrać w lesie jagody na sprzedaż. Jest lipiec, a ona już zastanawia się, co będzie od października. - Ten wrzesień jakiś jeszcze będzie, gorzej będzie w październiku, a zimy od zawsze się boję - mówi. - Jest najcięższa, bo trudniej wtedy o jakiekolwiek zajęcie.
Z renty trudno wyżyć. Dzieci kosztują, życie drogie. Trzeba znów będzie wyprawić je do szkoły - kupić podręczniki i zeszyty.
Wajerczyk chętnie się nam zwierza. Dlaczego? Wydaje się w jakiejś mierze zrezygnowana, ale wciąż się stara. I mówi szczerze, że wcale nie liczy na wielką poprawę losu.
Chciałaby po prostu móc pracować. Niestety, praca raz jest, raz jej nie ma. Umowy są raczej krótkie. Więc kobieta nie ma szans choćby na wypracowanie zasiłku dla bezrobotnych. - Ale mi nie o ten zasiłek chodzi, tylko o pracę - mówi z żalem.
Wajerczyk wyznaje, że najgorsza jest niepewność jutra. Jest tym gorsza, gdy jest się jedynym żywicielem rodziny. Wszystko jest na jednej głowie. Wychowanie dzieci, ich wyżywienie i myślenie o tym, jak i za co je wykształcić.
Czytaj e-wydanie »