Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasi wygrali w Moskwie

Adam Willma [email protected], tel. 56 61 99 924
Adam Willma
Nasi chłopcy wrócili z wojny. Po wielkiej bitwie Pierwszy Sarmacki Batalion Pancerny znalazł się wśród armii zwycięskich.

W świecie realnym większość pancerniaków zobaczyła się dopiero na lotnisku. Z rozpoznaniem nie mieli problemów, bo wcześniej wszyscy zamówili identyczne koszulki z symbolami batalionu i internetowymi nickami.

Szacun, tato

Bitwę, na którą zjechali pancerniacy z całego świata, rozegrano w miasteczku olimpijskim. Zaproszenia dostały ekipy, które wcześniej wygrały eliminacje rosyjskie, europejskie i amerykańskie. Sponsorem był rosyjski Ural Wagon Zawod, zatrudniający 70 tys. ludzi koncern, jeden z największych graczy na światowym rynku broni pancernej (producent m.in. czołgów T72 i T90).

Uczestników powitały dmuchane atrapy czołgów. - Trochę szkoda, bo w prawdziwym czołgu jeszcze nigdy nie miałem okazji siedzieć - przyznaje Mariusz Nasiadko z Torunia, brodaty czterdziestolatek, jeden z 20 tankistów reprezentujących sarmacki batalion.

Były za to stanowiska z szybkimi komputerami. Pancerni znad Wisły przez kolejne bitwy przechodzili jak burza:
- Okazało się, że ekipy z ligi rosyjskiej wcale nie są tak mocne, jak sądziliśmy. Popełniali duże błędy taktyczne, widać było dużą nerwowość. A my może trochę za bardzo się rozluźniliśmy.

Po zawodach na forach dyskusyjnych World of Tanks pojawiły się posty zniesmaczonych - że gospodarzom sprzyjały ściany, nie mówiąc o spikerze. Tak czy owak Sarmaci zajęli trzecie miejsce na podium z netbookami jako nagrodą.

- Honor obroniliśmy - cieszy się Tomek Bednarski, drugi torunianin w pancernym finale. - W przyszłym roku finał ma być w Berlinie, więc jeśli uda się przejść eliminacje, powalczymy na neutralnym gruncie.
- Najważniejsze, że na wieść o moskiewskich finałach, usłyszałem od mojego 15-letniego syna "szacun, tato". Bezcenne! - cieszy się Mariusz. - No i pozostała mi w paszporcie sportowa wiza. Nie przypuszczałem, że mimo swoich lat i kilogramów będę jeszcze kiedyś sportowcem.

Złupione królestwo

Gdy Mariusz miał 15 lat, do komputera miał szansę dopchać się jedynie w Wojewódzkim Domu Kultury, pod okiem instruktora zasiąść mógł przy ZX Spectrum albo Commodore. Dziś Mariusz ma swoją firmę komputerową: - Co ciekawe, chyba wszyscy koledzy, którzy wówczas krążyli wokół tych komputerów z WDK, dziś związani są z branżą.

Tomek (rocznik 1978) rozpoczynał w kolejnej epoce, od 486 DX: - Jak wszyscy zaczynałem z grami singlowymi, ale te zwykle szybko człowiekowi się nudzą. Dlatego dla gracza prawdziwym odkryciem były gry MMO (Massively Multiplayer Online Game), w które dzięki internetowi gra jednocześnie nawet kilka milionów ludzi.

Zabawa trwa w nieskończoność: - Na etapie World of Warcraft bywały dni, kiedy grało się całą noc, tak że pozostawał tylko czas prysznic i do pracy - przyznaje Tomek. - W grach możesz zliczyć czas logowania. W ciągu pięciu lat wyszło, że 368 pełnych dni spędziłem w grze. Myślisz, że należę do rekordzistów? Bynajmniej są ludzie stale obecni - "no-lajfy", dla których gra jest jedynym życiem.
- Tacy są najgorsi - unosi się Mariusz. - Często przypuszczają ataki w nocy, kiedy nie masz szansy nadzorować swojej posiadłości. Wstajesz, włączasz komputer, a tam wsie puszczone z dymem, krowy wyprowadzone, kobiety zgwałcone...

Tomek: - Nasz listonosz, który jest zaciętym graczem, skarżył się ostatnio, że w czasie tygodniowego urlopu spalili mu tysiąc wiosek. Jeśli grasz, musisz być na taki scenariusz przygotowany. Zmorą są ludzie pracujący jako nocni stróże, bo im najłatwiej wykorzystać nieuwagę konkurenta.

Zrobić czy kupić?

No-lajfy to często dzieciaki, które dorabiają sobie do kieszonkowego. Bo o ile udział w grach MMO bywa bezpłatny, to już atrybuty postaci kosztują. Broń, doświadczenie, ubiór, zdrowie - wszystko to gracz może wypracować, ale może też pójść na skróty. Kupić.

Rynek zbytu jest imponujący. Sam tylko World of Warcraft to 11 milionów graczy.

Ale każda gra ma swój próg zmęczenia. Tomek jakiś czas temu sprzedał swój profil na aukcji za 950 złotych, nabywcą był Polak mieszkający w Paryżu. - Niby sporo, ale włożyłem w to jednak przez lata znacznie więcej - uśmiecha się pod nosem. Nie żałował, bo od pewnego czasu równolegle grał w World of Tanks - światowy przebój rodem z Białorusi.

W Świecie Czołgów zarejestrowało się milion graczy, a równocześnie w bitwach brało udział nawet 150 tys. ludzi zamkniętych w wirtualnych pancerzach.

- W przypadku czołgów nie ma takiej presji - uważa Nasiadko. - Owszem jesteś członkiem klanu, obowiązują cię pewne zasady, ale nie jesteś przykuty do gry. Wiadomo, że bitwa odbywa się o określonej godzinie, ale każda z nich trwa maksymalnie 15 minut.
Trzeba doliczyć do tego ustalanie strategii i dyskusję o podziale łupów.

Polskie czołgi wraz z wojskami sprzymierzonymi kontrolują dziś, oprócz regionu nadwiślańskiego, niemal całą Hiszpanię i Portugalię, a aktualnie walczą o podbój Szwajcarii. Na to również potrzeba czasu, bo tylko podczas kilkudniowego wyjazdu Sarmatów do Moskwy wrogie siły wdarły się do ich kolonii. Rezerwy nie były w stanie podołać naporowi. Dlatego warto wchodzić w sojusze. Sarmaci mają dobre stosunki z czołgistami z byłej Jugosławii (Mariusz: - W grze potrafią się zjednoczyć niezależnie od narodowości i wyznania) oraz z Czechami.
Sześć tysięcy bitew

- Kim są ludzie z klanu? Przekrój jest ogromny - od młodych szczurków po pokolenie ich rodziców - wylicza Tomek. - Zgadaliśmy się z jednym z kolegów o nicku Nazgul55, że kiedy ja rodziłem się w Toruniu w 1978 roku, on odbywał tu akurat służbę wojskową.

Dolnej granicy wiekowej w World of Tanks nie ma. Bo w grze nie ma krwi ani zwłok. Wcześniej można było jeszcze rozjechać psa przykutego do budy albo kurę, ale również te elementy zostały wyeliminowane. Nie słychać też jęku załogi po celnym trafieniu, choć odgłosy każdej z wielu typów maszyn są doskonale odwzorowane.

Mariusz: - Po zakończeniu gry wszyscy z powrotem wracają do życia. Gorzej z czołgami, bo remont uszkodzonej maszyny kosztuje na ogół więcej niż amunicja.
Czy w czołgach pozostaną na dłużej? Pewnie nie, bo każda gra się nudzi. Producent robi co może i rozwija inne pola walki - powietrze i morze. Prawdopodobnie w przyszłości to wszystko zostanie połączone w jeden teatr działań wojennych. Ale na świecie dziesiątki producentów zrobią wszystko, by przyciągnąć uwagę nowymi grami.

- Już teraz czekam na nową edycję Star Wars i pewnie na nią się przerzucę. W World of Tanks mam na koncie prawie 3,5 tys. stoczonych bitew, i pojawiło się zmęczenie - mówi Tomek.

Na razie jednak nadal zajmuje się rekrutacją do klanu Sarmatów. Kandydaci muszą złożyć podanie z listem motywacyjnym. Najlepsi zostaną na próbę dopuszczeni do bitwy. Dopiero jeśli sprawdzą się w ze-spole, mają szansę stać się członkiem klanu.

Mariusz wziął udział w ponad 6 tysiącach starć, ale na razie z WOT nie zamierza rezygnować. - Kuszą mnie zawody w Berlinie. Poza tym czołgi są jednak zdrowszym rozwiązaniem niż gry w stylu Second Life, w których ludzie całkowicie się zatracają. Tworzą avatary, według swoich wyobrażeń, a później żyją ich życiem. Owszem, czołgi też pochłaniają czas, ale tu człowiek pozostaje sobą. Przed komputerem spędzam sporo czasu, ale za to prawie całkowicie wyeliminowałem ze swojego życia telewizję.
- Nie szkoda lat przed ekranem?

- A czy ktoś, kogo pasjonują samochody, wie jaką część życia spędził w garażu? Ja mogę sobie przynajmniej ten czas przy komputerze obliczyć.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska