https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Natura rzeczy

Janina Paradowska Autorka jest publicystką tygodnika "Polityka"
Jarosław Kaczyński ruszył do boju na wszystkich frontach. Po słynnym wystąpieniu sejmowym, w którym zbeształ - najdelikatniej rzecz ujmując - wszystkich, którzy sprawowali dotychczas władzę i bezlitośnie sponiewierał niektórych przedstawicieli tak zwanej łże-elity, wziął się do oceny mediów.

Oznajmił mianowicie, że wolnych mediów w Polsce nie ma. Ta konstatacja wynika w sposób logiczny z licznych wcześniejszych oświadczeń, że sprawujący obecnie władzę, czyli Prawo i Sprawiedliwość są wściekle atakowani. "Wściekle" to w ogóle ulubione słowo części działaczy PiS, zwłaszcza tych, którzy dostępują przywileju publicznych wystąpień, bo - jak słychać - jest to przywilej partyjnie mocno reglamentowany. Słysząc o owych "wściekłych" atakach zapewne w zdumienie wpaść mogą Leszek Miller czy Włodzimierz Cimoszewicz, z którymi media obchodziły się zdecydowanie ostrzej, tak ostro, a w przypadku Cimoszewicza na dodatek niezasłużenie, że obecne ataki na PiS wydawać się mogą po prostu sielanką.
Czasy się jednak zmieniły i to co do niedawna w opinii PiS było jedynie słuszną krytyką, dziś jest wściekłym atakiem, brakiem obiektywizmu i dowodem zależności mediów od jakiegoś układu. Nie wiadomo, czy tego, który tworzy słynny już choć ciągle nie obnażony przestępczy czworokąt (biznes, polityka, służby specjalne, gangsterzy) czy też zupełnie innego. A może zamiast czworokąta mamy już pięciokąt i do stolika, który trzeba przewrócić dosadzono media?
Ocenę stanu mediów dokonaną przez Kaczyńskiego można byłoby uznać za dziwaczną, podyktowaną osobistymi urazami lub za wynikającą z nieznajomości działania rynku medialnego, gdyby jej autor nie był obecnie tak ważnym politykiem i gdyby nie była ona jednym z elementów całego ciągu wypowiedzi na temat mediów. A także konkretnych działań, by przypomnieć błyskawiczne rozjechanie nową ustawą KRRiT i ustanowienie następnej, która miała być niepartyjna i wybitnie fachowa, a jest partyjna, zaś o jej fachowości nic jeszcze nie wiadomo. Otóż jeśli najważniejszy polityk w Polsce uważa, że nie ma wolnych mediów, zdarzają się natomiast uciskani porządni dziennikarze, których trzeba ustawowo wziąć w obronę, to możemy domyślać się, że ów polityk na słowach nie poprzestanie i zacznie je wcielać w czyn. To zaś oznacza, że będzie chciał ustanowić kontrolę i jest już pomysł instytutu (oczywiście narodowego) monitorowania mediów, który ma orzekać kto lewicowy, kto prawicowy, być może prześwietlać dziennikarskie życiorysy, takie w każdym razie są niejasne zapowiedzi. Jest pomysł, by nie można było zwolnić z pracy kogoś kto ma inne poglądy niż kierownictwo redakcji. Tymczasem na całym świecie tak się na ogół dzieje, że w poszczególnych redakcjach pracują ludzie o poglądach mniej więcej podobnych, choć zawsze reprezentujących szerokie spektrum i trudno sobie wyobrazić, by do "Trybuny" przychodzili do pracy dziennikarze z "Gazety Polskiej". Nie bardzo więc wiadomo, jaki mechanizm i w jaki sposób Jarosław Kaczyński chce naprawiać. I nie bardzo też wiadomo, po co rusza na wojnę z mediami, dzięki którym uzyskał władzę, a jego brat został prezydentem. Przecież bez mediów tropiących afery, dobijających SLD, PiS by wyborów nie wygrał. To one stworzyły klimat sprzyjający zwycięstwu prawicy. A że teraz krytykują? Takie ich prawo. Media nie mają być prorządowe czy antyrządowe. Mają krytycznie patrzeć na ręce każdej władzy. I z natury są wobec każdej władzy opozycyjne. Miodowy miesiąc dla PiS, kiedy każdą sensacją z komisji śledczych dobijano poprzednią władzę, skończył się. Teraz ktoś inny znalazł się na cenzurowanym. I to jest w demokracji normalne. Wypada, by zauważył to wreszcie także najważniejszy dziś polski polityk.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska