Przepisy dotyczą Polaków, którzy legalnie pracują poza krajem.
A dokładniej osób zatrudnionych i płacących składki zdrowotne w którymkolwiek kraju Unii Europejskiej lub Europejskiego Porozumienia o Wolnym Handlu (Islandii, Liechtensteinu, Norwegii i Szwajcarii). Jeśli takie osoby przyjadą do Polski i tu zachorują, to nie tylko przysługuje im leczenie, ale także zwolnienia lekarskie.
Takie zwolnienia są honorowane we wszystkich wymienionych wyżej państwach.
Zapytajmy o dodatkowe dokumenty
Jako pacjenci, powinniśmy zanieść druk L4 do oddziału Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, który znajduje się na terenie, gdzie aktualnie przebywamy. ZUS przesyła zwolnienie do kasy chorych, funduszu zdrowia, funduszu ubezpieczeń, czyli instytucji ubezpieczającej od choroby w kraju, w którym pracujemy. Nazwę i adres kasy lub funduszu musimy podać my, czyli chorzy. Od razu na początku zwolnienia powinniśmy poinformować szefa, że nie będziemy mogli w najbliższym czasie wrócić do pracy.
Zadzwońmy i powiedzmy, że nie przyjdziemy
Musimy również dowiedzieć się, czy przedsiębiorca nie będzie wymagał od nas jakiegoś dodatkowego zaświadczenia. W poszczególnych krajach bywa z tym różnie. Dlatego lepiej dowiedzieć się o takim fakcie podczas choroby, a nie po powrocie do firmy.
Podobnie jest w przypadku, gdy zachorujemy za granicą i nie możemy na czas wrócić do pracy. Wówczas dzwonimy do firmy i powiadamiamy przełożonego o naszej sytuacji. Bierzemy zwolnienie i przez ubezpieczyciela przesyłamy je do Polski.
Tu jednak mogą pojawić się problemy. W niektórych zachodnich państwach przy lżejszych niedyspozycjach nie funkcjonuje coś takiego jak „zwolnienie lekarskie”. Tam wierzą na słowo, że ktoś jest chory. Prośmy więc o druk, jaki wystawia dany kraj.
