Stephen Curry wrócił na parkiet po kontuzji kostki i już w pierwszym meczu udowodnił, ile znaczy dla Golden State Warriors. Rozgrywający zaczął mecz na ławce, rozegrał jednak ponad 36 minut, zdobywając 40 punktów. 17 z nich rzucił w dogrywce, co jest rekordem NBA. Dzięki znakomitej formie MVP sezonu zasadniczego GSW pokonali Portland Trail Blazers 132:125 i prowadzą 3:1 w rywalizacji do czterech zwycięstw. Wygrany zagra w finale Konferencji Zachodniej.
Dodatkowy czas potrzebny był też do wyłonienia drugiego z poniedziałkowych spotkań. Na własnym parkiecie Miami Heat pokonali Toronto Raptors 94:87. Różnicę zrobił Dwyane Wade, który zdobył 30 punktów. Rzucający obrońca wydawał się jedynym zawodnikiem, który nie miał problemów ze skutecznością. W pojedynkę pociągnął Heat do wyrównania stanu rywalizacji z Raptors na 2:2. - Przez chwilę sytuacja była niewesoła. Ale w naszym słowniku nie ma zwrotu "poddać się" - przekonywał Wade. - Przez cały sezon jestem pewny swoich umiejętności. Teraz też wykonuję tylko swoją robotę - dodał rzucający obrońca, który w meczach z zespołem z Toronto zdobył średnio 27,3 pkt - o dziewięć więcej od kolejnego najskuteczniejszego zawodnika.
We wtorek mecz San Antonio Spurs - Oklahoma City Thunders. Obecnie oba zespoły mają po dwa zwycięstwa.