Proszę o radę, ponieważ obawiam się, że popełnię jakieś głupstwo. Mój mąż pije, od lat, często poza domem. Gdy przychodzi do domu, to urządza awantury, "wypominki" z przeszłości. Używa obelżywych słów pod moim adresem, ubliża, krytykuje.
Co ja w danej chwili robię? Przytakuję, bojąc się, żeby mnie nie uderzył lub czymś co jest pod ręką nie rzucił we mnie.
Gdy jest trzeźwy, to coś niecoś w domu zrobi - napali w piecu, obierze ziemniakiPoza tym liczą się tylko "jego pieniądze "; moje - nic nie znaczą. Krytykuje wszystkich, sam jest ideałem. O leczeniu nie ma mowy, bo on nie uważa się za alkoholika. A pije od lat młodości - EWA.
Jeżeli mąż nie chce uznać swojego uzależnienia, jeżeli nie chce podjąć leczenia, a sytuacja staje się nie do zniesienia - musi Pani szukać pomocy dla siebie! Przy Poradniach Przeciwalkoholowych działają grupy wsparcia dla żon i dzieci alkoholików. Powinna tam Pani uzyskać poradę bardziej szczegółową - jak radzić sobie w sytuacji współuzależnienia. Bo bez wątpienia, żyjąc tyle lat z alkoholikiem, znosząc jego fizyczne i psychiczne ataki, jest Pani osobą współuzależnioną. Pani również potrzebuje pomocy. Indywidualnie, w osobistym kontakcie z terapeutą; a także w grupie, w grupie kobiet, podobnie jak Pani uwikłanych w trudny związek z alkoholikiem. Nie ma żadnego powodu, aby przytakiwała Pani wszystkim obelgom i krytykom. Czas, żeby zaczęła Pani szanować siebie i swoje życie; również - swoje pieniądze.
Nikt nie ma prawa Pani bić, a już na pewno nie mąż - najbliższa w końcu osoba. Tylko zmiana reakcji może teraz wstrząsnąć mężem. Po tylu latach potulnej zgody na jego agresję, powinna Pani spróbować powiedzieć NIE. Nie - dla jego przykrych słów, dla jego sposobu bycia w domu, dla jego ataków na Panią. Powinna Pani spróbować zmiany. Czas Świąt i Nowego Roku to dobry czas na zmiany w relacjach między Wami. Mam pełną świadomość, że nie wszystko zależy od Pani, ale to, co od Pani zależy - trzeba wykorzystać. I nie bać się, bo strach dodaje odwagi atakującym po pijanemu. Nie bać się powiedzieć NIE. Choćby to miało oznaczać samotność.
Nie jesteś sam(a)
Joanna Zeter, psycholog