Wyszłam za mąż za rolnika. Był właścicielem gospodarstwa, które otrzymał po rodzicach. Uważałam, i do dzisiaj tak uważam, że wyszłam za mąż z miłości. Mój problem polega na tym, że jak się okazało, mój mąż jest alkoholikiem. To znaczy, może nie pić parę dni, ale jak go dopadnie, to nie ma opanowania i w takim amoku alkoholowym nie wie co mówi i czyni. Muszę zaznaczyć, że mamy dwoje dzieci w wieku 7 i 5 lat, które są bardzo z ojcem związane. Dla syna gospodarstwo i to co się wokół dzieje jest bardzo ważne, ale kiedy ojciec się upija, bardzo to przeżywa, a córka zrobiła się nerwowa - budzi się po nocach, płacze, nie mogę jej uspokoić. Nie wspomnę już o swoich nerwach, których opisać się nie da.
Zaznaczę jeszcze, że pomimo alkoholu gospodarstwo funkcjonuje w miarę możliwości dobrze. Jest też pracownik, który pracuje. Nie chciałabym, żeby to gospodarstwo zeszło na psy! Chodzi mi o to, żeby dzieciom dać byt, start w życie, żebym mogła im zapewnić godne życie i warunki do rozwijania się. Martwię się, że przez to pijaństwo zaczniemy się staczać. (...)
Mieszkamy razem z rodzicami męża. Teście są zawsze za synem, nigdy za mną. Gdy zwracam uwagę mężowi, że pije, to jego rodzice mają obiekcje do mnie. Męża umacnia to w piciu - jak wypije to mama za niego zrobi. Do niedawna jeszcze ojciec robił, ale teraz nie może, bo jest chory. Ale gdy odezwę się słowem to gotów mnie zjeść, bo to jego synek, a ja - obca. Oni po prostu są szczęśliwi jak ja cierpię i płaczę, potrafią się wszędzie wtrącać.
Gdy mąż jest trzeźwy, dużo z nim rozmawiam. Nie potrafi mi wytłumaczyć dlaczego pije. Obiecuje, że nie będzie pił, a ja głupia wierzę i tak na okrągło. (...)
Czy istnieje takie prawo, żebym mogła go dać na przymusowe leczenie?
Ja nie wniosłam jakiegokolwiek posagu, pochodzę z biednej rodziny, nie mam gdzie iść z tymi dziećmi. Czy są jakieś przytułki dla takich kobiet jak ja? - ZROZPACZONA.
Wśród dysfunkcji współczesnej rodziny alkoholizm któregoś z jej członków zajmuje bez wątpienia pierwsze miejsce. I jest główną przyczyną zgłaszanych do redakcji problemów. A środowisko wiejskie, z jego kulturowymi uwarunkowaniami, dodatkowo komplikuje sytuacje. Mówi się, że 30% polskich rodzin dotkniętych jest tym problemem.
Na listy podobne do Pani odpowiadałam już wielokrotnie. Kierowałam do poradni przeciwalkoholowych, do gminnych ośrodków pomocy społecznej, do lekarzy pierwszego kontaktu. Pomocy można szukać wszędzie, a znaleźć (całkiem przypadkowo) na przykład u nauczycielki wiejskiej lub księdza z parafii. Bardzo często, niestety, przełomem jest choroba lub poważny wypadek. Łącznikiem wszelkich form rozwiązywania problemów alkoholowych jest odpowiedzialność i podnoszenie kultury ogólnej funkcjonowania polskiej rodziny.
Skoro Pani mąż nie chce poddać się leczeniu, to pozostaje zadbać o siebie i dzieci.
Przymusowe leczenie jest teoretycznie możliwe, ale tylko w skrajnych, wyjątkowych przypadkach, gdy fizyczna przemoc lub ograniczenia świadomości skłonią stosowne komisje (sądowe lub psychiatryczne) do wydania orzeczenia. Nie sądzę, by było to możliwe w przypadku Pani męża. Wydaje mi się pocieszającym, że on próbuje nie pić; obiecuje, i w dobrym stanie utrzymuje gospodarstwo. Nie radzę szukać przytułku, gdy dzieci mają dom i ojca, którego, mimo wszystko, kochają. To ich dom, i w nim mają prawo budować swoją przyszłość. Lepszą lub gorszą - to naprawdę zależy nie tylko od picia Pani męża.
Rozumiem rozterki związane z przyszłością. Mają je wszyscy rodzice, bez względu na miejsce i czas. Tym bardziej należy się skupić na zmienianiu i budowaniu tego, co zależy od Pani. Skupianie się tylko na piciu męża jest pewną formą współuzależnienia, która wyrządza równie wiele szkód, jak samo uzależnienie. Musi się Pani skupić na innych, niż jego picie, sprawach. Znam Panią, która ma najpiękniejszy ogród w gminie i tam właśnie, razem z dziećmi szukała zajęcia dla rąk i umysłu. Po latach, również dla męża, ten ogród stał się azylem spokoju, rodzinnej harmonii i dumy.
Nie jesteś sam(a)
Joanna Zeter, psycholog