Mamy ładną, mądrą, inteligentną i zdolną córkę - 22 letnią studentkę. Oboje z mężem pracujemy, dobrze zarabiamy. Stać nas na to, żeby nasza córka uczyła się i zdobywała jakąś stabilną, życiową pozycję. Mogła pojechać do Anglii, Niemiec; gdziekolwiek. Zna dobrze język angielski i niemiecki, bo w dzieciństwie dbaliśmy o prywatne lekcje i rodzinne wyjazdy. Wierzyliśmy, że rozbudzimy jej ambicje i zapewnimy realizację planów.
Tymczasem nasza córka nie ma planów! Odnoszę wrażenie, że nie ma też żadnych ambicji.
Studiuje na 2 roku prywatnej szkoły wyższej, na której zaliczenie egzaminu nie jest żadnym problemem. Od dwóch lat nie widziałam jej nad książką. Na wiele zajęć po prostu nie chodzi. Kseruje wykłady, kupuje prace zaliczeniowe, ściąga, gdy tylko może. Otrzymuje oceny dostateczne i to ją całkowicie zadowala. Jej ulubione powiedzonko to "byle do przodu, byle bez stresu". I tak sobie żyje na imprezach, zakupach, randkach z różnymi chłopakami.
Mąż ma dużą, prywatną firmę. Córka odwiedza go tylko wtedy, gdy brakuje jej pieniędzy. Nie interesuje jej, co tam się dzieje i jakie są trudności. Do mnie w ogóle nie przychodzi.
Od roku stawiam pewne warunki i oczekuję pomocy w prowadzeniu domu. To wszystko powoduje konflikty. Nie odmówię jej jedzenia czy mieszkania, bo wszystko co mamy, zdobywaliśmy dla niej. Ale duży dom i ogród wymaga zaangażowania i pracy. Wszystko jest na mojej głowie. Gdy prosi o nowy sweterek czy benzynę do samochodu, to mówię o oknach do umycia. Umyje je, bo potrzebuje pieniędzy, ale obraża się i nie odzywa do mnie. Jest mi przykro i smutno. Okna mogłaby umyć zatrudniona kobieta, ale przecież córka też powinna coś robić!
ZANIEPOKOJONA MATKA
Pani udziałem stało się pragnienie wielu rodziców, żeby swoim dzieciom ułożyć jakoś życie. Zapewnić dobry start, warunki bytowe, stworzyć możliwości rozwoju.
Pani udziałem stało się też oczekiwanie, że dzieci wejdą w przygotowane koleiny, spełnią marzenia, zrealizują rodzinne ambicje. To częsty scenariusz, budowany na własnym doświadczeniu i własnych potrzebach.
W tym scenariuszu nie ma niczego złego. Jest bardzo ludzki i zrozumiały. Daje dzieciom "korzenie", pewność siebie i stabilizację. Takie dzieci nie bywają pacjentami gabinetów psychologicznych; mają poczucie własnej wartości. I godności. To ważny kapitał.
"Skrzydła" i przyszłość należą jednak do nich. I tylko one mogą tę przyszłość budować. Na swoim doświadczeniu i swoich potrzebach. Czasem mało zrozumiałym dla pokolenia starszych. Ale, jak pokazują obserwacje i badania nad warunkami sukcesu życiowego - bardzo przydatnym w zmieniającej się rzeczywistości. Czasem, nie wiedza i umiejętności poznawcze, ale umiejętność radzenia sobie ze stresem i poczucie własnej wartości sukces ten warunkują.
Córce radziłabym zaufać. Egzekwować pomoc i współudział w rodzinnych problemach. Finanse uzależnić od pracy, to oczywiste. Ale przyszłość zostawić w jej rękach!
Prawdopodobnie ona sama nie wie jeszcze, co chciałaby robić. Poznaje współczesny świat i próbuje się w nim odnaleźć. Na swój, nie Pani, sposób. Jeśli zachowacie przyjaźń i będziecie ze sobą rozmawiać, to jest szansa, że jeszcze pomoże jej Pani, ale tylko w realizacji jej, a nie Waszych planów.
