https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nie lubię grać z... mańkutami

Rozmawiał TOMASZ MALINOWSKI
Patryk Jendrzejewski lubi tenis ofensywny, bogaty w repertuar zagrań.
Patryk Jendrzejewski lubi tenis ofensywny, bogaty w repertuar zagrań. Mateusz Bosiacki
Sylwetką przypomina co najmniej siatkarza jeśli nie koszykarza. Jest kibicem futbolu. Ale swoje dotychczasowe życie poświęcił wyłącznie tenisowi. Jest, w tym co robi, dobry.

Rozmowa z PATRYKIEM JENDRZEJEWSKIM, zawodnikiem ZOOleszcz/Gwiazdy.

- Szesnaście gier singlowych w lidze, tyleż wygranych. Zdradzi pan kibicom patent na zwycięstwa?
- Naprawdę nie mam na to żadnej recepty. Po prostu, ciężko i sumiennie trenuję przed meczami ligowymi. A w grze o punkty prę do przodu. Uwielbiam tenis ofensywny, z elementami gry kombinacyjnej.

- Gość o takich parametrach fizycznych przydałby się niejednej ekipie w grach zespołowych. Nie było zakusów?
- Tenis stołowy uprawiam już 14 lat i nawet przez moment nie myślałem o rozwodzie z nim. Do Gwiazdy przyprowadził mnie brat. Byłem wówczas malcem, także wzrostowo. Pierwsze odbite piłki; nie powiem nawet mi się spodobało. Postanowiłem być na tyle bezczelny, że podszedłem do trenera Bogdana Poserta i nieśmiało zapytałem czy będą ze mnie ludzie? Usłyszałem: jak wygrasz ze mną seta. Do dziś nie udało mi się urwać go trenerowi.

- Pierwszy indywidualny sukces?
- To było 11 lat temu. W Malborku wygrałem ogólnopolski turniej w kategorii młodzik-kadet. Prócz standardowego pucharu w nagrodę otrzymałem ...zestaw koszykarski (piłkę i zawieszany kosz).
- I dzielił pan pewnie czas na doskonalenie obu dyscyplin?
-Przeciwnie, nabrałem jeszcze większej ochoty do gry w tenisa. Systematycznie trenowałem, zostawałem po głównych zajęciach. Nie można było oderwać mnie od stołu. Marzyłem o debiucie w II lidze.

- To żądza sukcesów spowodowała, że na jakiś czas wyfrunął pan z Bydgoszczy?
- Nie chodziło o sukcesy. Zdecydowałem się postawić na tenis, a w Bydgoszczy nie miałbym szansy rozwijać się sportowo. Stąd decyzja o przenosi-nach do innych klubów; najpierw był toruńskiElektryk, potem drużyny z Lęborka, wylądowałem też w MOKS SłonecznyBrzeg Białystok. Reprezentując je grałem z lepszymi od siebie. Z Pogoną Lębork wywalczyłem wicemistrzostwo Polski; byliśmy nawet dwie piłeczki od mistrzowskiej korony.

- Czuje się pan już tenisistą spełnionym?
- W ogóle o takim uczuciu nie myślałem jeszcze. Wiem, że brakuje mi do najlepszych wiele. Ale wciąż się staram. W lidze radzę sobie znakomicie. Wierzę, że wraz z kolegami wygramy ligę, a w barażach wywalczymy superligę. Chciałbym natomiast zaznaczyć swoją obecność w mistrzostwach kraju. Dotychczas nie miałem specjalnych powodów do satysfakcji w indywidualnym czempionacie.

- Żeby pokonać Patryka Jendrzejewskiego trzeba... zjeść beczkę soli?
- (Śmiech!) Nie lubię tenisa statycznego, w którym przeciwnicy ograniczają się do długich wymian na utrzymanie się w grze. Robię się wówczas jakiś taki elektryczny, zdecydowanie brakuje mi cierpliwości. Poza tym nie lubię grać z mańkutami, bo sam jestem leworęcznym zawodnikiem.

- W tym roku zaczął pan pracować z narybkiem?
- Prowadzę szkółkę. Nie brakuje w niej chłopców ze smykałką. Ale nawet kilka godzin codziennych treningów nie zastąpi im gry z lepszymi od siebie.

Czytaj e-wydanie »
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska