Stan taboru zakładu, który wozi m.in. dzieciaki do szkół, zostawia wiele do życzenia i spędza sen z powiek prezeski Marii Jolanty Grochowskiej. Na ostatniej sesji przedstawiła radnym aktualną sytuację. Przyznała, że rozmowy z burmistrzem i radą nadzorczą są na porządku dziennym.
Kilka dni temu swój żywot zakończył najstarszy autobus w zakładzie, który miał 34 lata. Funkcjonował tak długo, gdyż kierowcy i mechanik stawali na głowie, by go ratować. - Nie był na tyle zły, aby nie jeździć, ale jego stan techniczny nie był już zadowalający - przyznaje Maria Jolanta Grochowska, prezeska ZTiU.
Potwierdza ona, że zdarza się, iż policja odbiera kierowcom dowody rejestracyjne pojazdów. Niektóre udało się „odzyskać” szybko, inne autobusy wymagały większych napraw.
W zeszłym tygodniu miejska spółka kupiła „nowy” autokar od PKS Człuchów. 15-letni pojazd kosztował prawie 50 tys. zł. - W porównaniu z tym, co mamy, to i tak krok na przód. Autokar ma za sobą pierwszy wyjazd i przewiózł już dzieci ze szkoły do domu - mówi Grochowska.
Nic jednak dziwnego, że zaapelowała ona do radnych o dyskusję na temat stanu taboru i by radni wzięli pod uwagę możliwość zakupu nowych busów czy autobusów. Przynajmniej, by pojazdy udawało się wymieniać na nowsze sukcesywnie. Wydaje się to racjonalne, gdyż chodzi o bezpieczeństwo dzieci.
Nie powinno być bowiem sytuacji, że dzieci jadą zimą 30-letnim autobusem. Mimo że ma on aktualne badania techniczne i wygląda nawet nieźle, to ryzyko, że coś się wydarzy i dzieci będą zagrożone, jest o wiele wyższe niż w pojazdach kilku czy kilkunastoletnich.
Jeśli radni się wahają, sytuację powinni im uświadomić rodzice, którzy codziennie powierzają swoje pociechy pod opiekę właścicieli taboru, a więc tak naprawdę urzędu. Tu nie powinno być wahania, tylko szybki przegląd i decyzje o częściowej wymianie taboru.