Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niech nam rząd nie urządza życia- kobiety nie chcą pracować do 67. roku życia

jolanta Zielazna [email protected]
Jolanta Dejewska jest pielęgniarką 36 lat
Jolanta Dejewska jest pielęgniarką 36 lat autorka
Pacjent z balkonikiem, a przy nim 67-letnia pielęgniarka. Też z balkonikiem. I potrójnymi okularami na nosie, by wkłuć się w żyłę - dowcipkują pielęgniarki.

Do śmiechu im jednak nie jest. Jolanta Dejewska raz już witała się z emeryturą. Jako pielęgniarka miała prawo do wcześniejszej, od 55 lat. Już widziała koniec pracy. - Jeszcze tylko trzy lata - liczyła. Ale wtedy uchwalono emerytury pomostowe, które pielęgniarek nie objęły.

Teraz dowiaduje się, że od sześćdziesięciu lat też na emeryturę nie pójdzie. Popracuje chyba ze dwa lata dłużej.

Przeczytaj także:Praca do 67 lat za cenę niepodnoszenia składek i podatków. Na razie

- Gdy w 2008 roku uchwalono koniec wcześniejszych emerytury poczułam się, jak dziecko, któremu sprzed nosa zabrano cukierek - mówi pielęgniarka Hanna Glama. Zastępczyni oddziałowej, 30 lat pracy. Sprawdziła, że ma pracować do 62 lat i 10 miesięcy.

Kobiety, którym już raz zabrano prawo do wcześniejszej emerytury, denerwują się, że znowu stawia się je w przymusowej sytuacji.

Odbierają to tak: - Ktoś przychodzi i mówi: Mamy pomysł na pani życie. Ma pani pracować do 67 lat. Niech nam rząd nie urządza życia i pozwoli decydować - mówią.

Hanna Porożyńska, z zawodu krawcowa, ma 37 lat, więc według rządowego projektu na emeryturę będzie mogła przejść, gdy skończy 67. Zaczęła pracować, gdy skończyła 18 lat.

Siedzimy w kuchni, za ścianą bawi się 13-letni niepełnosprawny syn. Hanna zdążyła przepracować 6 lat, potem poszła na urlop wychowawczy, a po nim dostaje świadczenie pielęgnacyjne. Teraz - całe 520 zł. Nigdy nie będzie na tyle samodzielny, by mógł obejść się bez niej.

Kinga (imię zmienione, prosi też, by ze względu na sytuację w firmie nie podawać, gdzie pracuje) ma 48 lat. Jest technologiem, a ostatnio szef dołożył jej spedycję. I obniżył pensję do najniższej.
Z rządowego pomysłu się nie ucieszyła. Pobieżnie przelicza, że ma pracować jakieś trzy i pół roku dłużej. - Lubię pracować, ale sprawność umysłu z wiekiem maleje - uważa. - Nie będą pożądana w firmie, bo nie będę tak wydajna. Nawet ze swoim doświadczeniem nie będę konkurencją dla młodych - obawia się.

Chce się czy nie, temat podniesienia wieku emerytalnego do 67 lat pojawia się w koleżeńskich pogawędkach. Dla kobiet to niewyobrażalna zmiana. Szczególnie starsze przeliczają, ile lat dłużej będą musiały pracować. Wiele myśli, że wiek emerytalny rośnie co kwartał, a nie co cztery miesiące.

Żyje tym nawet Irena, która jest pracującą emerytką. Księgowa w firmie zaopatrującej rolnictwo w powiatowym mieście pracuje odkąd skończyła technikum mając 19 lat.

Irena ma 61 lat, mogła przejść na emeryturę od 55. Nie skorzystała z tej możliwości. Tuż przed ukończeniem sześćdziesiątki rozstała się z firmą na tydzień, po czym wróciła na niepełny etat. - Lubię swoją pracę - mówi. - Dziecko dorosłe, nie wyobrażam sobie siedzenia w domu. Ale cieszę się, że mnie te zmiany nie obejmą - nie ukrywa.

Projekt zrównania wieku emerytalnego nie przewiduje żadnych osłon dla kobiet, które zbliżają się do sześćdziesiątki. Nie ma znaczenia, jaką wykonują pracę, jak sobie radzą, jak się czują. Nie ma też mowy o żadnej elastyczności, wyborze.

- Gdy się zaczęła dyskusja o emeryturach, jedna z pielęgniarek, około czterdziestki, przyszła do mnie i mówi: Oddziałowa, ja nawet nie potrafię sobie wyobrazić siebie w wieku 67 lat przy łóżku pacjenta - opowiada Jolanta Dejewska.

Mgr Dejewska jest kierownikiem (kiedyś mówiło się: pielęgniarką oddziałową) do spraw pielęgniarstwa w klinice rehabilitacji Szpitala Uniwersyteckiego im. dr. Jurasza w Bydgoszczy.

Za sobą ma 36 lat pracy, z czego tylko rok na urlopie wychowawczym. Oddziałową jest od 8 lat. Pozostałe spędziła przy łóżku pacjenta. Na dwie zmiany, na trzy. - Dziś, gdyby ktoś kazał mi iść na nockę - nie dałabym rady - mówi. Choć ma zajęcia ze studentami, więc "szare komórki muszą nadążać" - śmieje się, ale dodaje, że biologicznego zegara oszukać się nie da.

Na ich oddziale połowa pacjentów jest kompletnie bezwładnych. Taki pacjent jest cięższy, niż pokazuje waga. Każdego trzeba co dwie godziny przewracać z boku na bok, by nie nabawił się odleżyn. Podciągnąć, unieść, zmienić pampersy, pościel, przenieść z łóżka na wózek i odwrotnie. Wiedzą, jak to robić, by ochronić swój kręgosłup, ale lata dźwigania robią swoje.
Nie skarżą się na pracę. - Same ją wybrałyśmy - podkreślają. Ale nie ukrywają, że zaczynają czuć zmęczenie, wypalenie.

Jeszcze niedawno matki, które jak Hanna Porożyńska zrezygnowały z pracy, by opiekować się niepełnosprawnymi dziećmi, miały prawo do wcześniejszej emerytury. Zabrano im to. Hanna tak daleką przyszłością w ogóle sobie głowy nie zaprząta. - Boję się myśleć o emeryturze - mówi. - Na dziś żyję chwilą. Na co dzień jest zbyt wiele problemów.

Przeraża ją tylko, jak bierze do ręki informacje, które przesyła jej ZUS i fundusz emerytalny. Prawda, budżet odprowadza im składki emerytalne od tych 520 złotych, ale to przecież grosze! Jej emerytura będzie niższa niż świadczenie, które dostaje teraz.

- Ja na szczęście mam męża, który wziął na siebie ciężar utrzymania rodziny - mówi. - Ale co mają zrobić kobiety, które dziecko wychowują samotnie?

Wyższa emerytura to jeden z wabików, którym rząd chce osłodzić kobietom dłuższą pracę. Mało działa.

Nie przekonuje bynajmniej żadnej z pielęgniarek. Zawsze zarabiały mało, więc i składki płacą niskie. - Z tego, co przesyła mi ZUS widzę, że przez te wszystkie lata emerytura wzrosła mi o 80 zł - wyjaśnia oddziałowa Dejewska. - O ile mi się jeszcze zwiększy? Nawet gdyby to było 100 złotych, to ciągle mam perspektywę marnych pieniędzy - nie ukrywa. - Wolę mieć mniej, ale nie pracować tak ciężko. Człowiek to nie maszyna. Może jest sprawny, ale ma inną wydajność.

To jest właśnie ten strach, że starsze nie będą już nadążały, a wtedy pracodawca pozwalnia je. - I co? Siedem lat będziemy na zasiłku? - pytają pielęgniarki. - Elastyczne rozwiązania są lepsze - mówi Hanna Glama. - Siłę mam, to pracuję dalej, nie mam - to odchodzę.

- Gdy człowiek ma 60 lat jest bardzo dojrzały i chciałby móc o sobie decydować - wtrąca Dejewska. - Chcę nacieszyć się życiem, na ile zdrowie pozwoli. Przez całe życie chodzę do pracy na szóstą, pracuję po 8 lub 12 godzin, potem w domu gotowanie, pranie, sprzątanie. Jak skończę 60 lat, będę miała 40 lat pracy. To jeszcze mało?

Podobnie sądzi 61-letnia Irena, księgowa. - Lata pracy powinny się liczyć, a nie wiek.
Jej obecna sytuacja to przykład elastycznych rozwiązań. Ale wynika wyłącznie z dobrej woli kierownictwa firmy. - Dobrze mi teraz - nie ukrywa Irena. - Pracuję na 3/4 etatu, bo chcę i mogę. Ale też w razie czego w każdej chwili mogę odejść. Jednak nie wyobrażam sobie pracy do 67 lat.

Jak to ostatnio powiedziała szefowi, to się roześmiał: - Zobaczy pani, jak to zleci!
- Gdybym była w dobrej formie psychicznej i fizycznej, to mogę pracować - mówi Kinga, ta której szef ostatnio dołożył obowiązków i obniżył pensję. - Ale chciałabym też w końcu móc odcinać kupony, inaczej sobie życie zaplanować, a nie tylko praca, praca, praca.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska