https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Niedoczekanie

Małgorzata Święchowicz
On, po zawale, chce jeszcze pożyć. I ona, po chemioterapii, mówi, że też chce żyć. Ale żyć sobie nie dają.

     Urządził się w ich dawnej sypialni: 8 metrów kwadratowych, łóżko przy ścianie, taboret, stolik turystyczny, fotel (lubi w nim czytać). - A sąd zdecydował, że mam jej ten fotel oddać, ciekawe z jakiej racji. Na szafie herbata, fasola, czajnik (- Muszę mieć przy sobie, bo ona pewnie zaraz by mi wyrzuciła).
     Drzwi zasłonił, firan nie pierze, wietrzy rzadko. Siedzi w pokoju z suką Azą. Mówi, że głodują. Dla Azy podbiera suchy chleb z pojemnika na klatce. Nie je obiadów. - W tym miesiącu tylko raz zjadłem grochową za 2,50 w barze na osiedlu Leśnym.
     A mógłby sobie żyć, gdyby nie pomyłka w sądowych aktach. Poszedł z tym do prezesa bydgoskiego Sądu Rejonowego przy Wałach Jagiellońskich 4. Poszedł do komornika rewiru pierwszego. I do Prokuratury Bydgoszcz-Północ.
     Cisza.
     Mówię, jak na spowiedzi
     
Związał się z nią głównie przez to dwupokojowe mieszkanie w spółdzielni. - Na gwałt potrzebowałem mieszkania - mówi. Z pieniędzmi też było krucho, był już po czterdziestce, po pierwszym rozwodzie, musiał płacić alimenty na trójkę dzieci. A ona: młoda wdowa, z mieszkaniem, pensją i rentą na dwie córki.
     Tak, ona wtedy miała więcej niż on. Ale później to on miał więcej niż ona (dokładnie wyliczył: ja miałem 122,07 proc. średniej krajowej, ona 69,02). Gdzieś tak w 1997, gdy przestał płacić alimenty, mógł poczuć, że żyje. A tu uwagi jakieś, że ogląda się za babkami. A bo co, oglądać się nie wolno? - Tłumaczyłem żonie, że na niewiasty spoglądam, jak na piękne wozy. Człowiek popatrzy i obejdzie się smakiem. Dlatego nie pojmuje skąd ten pozew o rozwód. - Ot, chyba jej coś z głową się zrobiło. Nie było przyczyn, a mówię, jak na spowiedzi.
     Kiedy Edward jest Edmundem
     
- Po rozwodzie nie odetchnąłem, czekałem na kolejny cios. Co rano były wyścigi do skrzynki pocztowej. Ona zawsze łubudubu i była szybsza, tak więc nawet nie wiedziałem, że w sądzie jest już sprawa o podział majątku.
     Pierwsze zawiadomienie sąd wysłał mu poleconym 6 lipca 2001, wróciło z adnotacją: Nie podjęto w terminie. Wróciły też następne, z 8 sierpnia i 24 września.
     On jest pewien, że ona kradła awizo. Złożył już doniesienie, powinni się zająć. Przecież jakaś sprawiedliwość musi być. A nie, że on nic nie wie o sprawie, a ona sobie załatwia w sądzie, co chce. I tak postanowieniem sądu dostała: dwa fotele, ławę, tapczan, szafę w przedpokoju, pawlacz, szafkę łazienkową, szafki kuchenne, lodówkę i lornetkę. Czy to jest sprawiedliwość, skoro to on chciał lornetkę? A co dostał? Jacht "Sportinę" BD 678 (Prycha: już dawno podarował go córce z poprzedniego małżeństwa), samochód osobowy - volkswagen golf (- Też mi majątek, 93 rok, przebieg 170 tysięcy), dwie szafy białe, komodę, pufy, łoże (- Tego łoża już nie ma, wymienione na rogówkę), narzędzia, ponton 4-osobowy (- Skradzione w czasie włamania do piwnicy), telewizor, odtwarzacz video (- Nie chcę), pieniądze zgromadzone na koncie: 15 tysięcy złotych. (Nie może sobie przypomnieć, skąd na koncie znalazło się tyle pieniędzy).
     Ponieważ na podziale majątku on zyskał więcej, ma zapłacić byłej żonie 22.870 złotych i dołożyć 1.005 złotych za koszty procesu.
     - Niedoczekanie - mówi. Choć ma już komornika na karku i komornik codziennie nalicza 14 złotych odsetek. - To bezprawie - narzeka Edward. Samych odsetek co miesiąc powinien oddawać tyle, co pół renty. A mogą mu odciągać tylko jedną trzecią, więc wygląda na to, że do końca życia nie spłaci byłej żony. Stąd mówi: - Niedoczekanie. _I stąd jeszcze, że w sądowych aktach jest błąd. - Widzi pani, ja jestem Edward, a w aktach wszędzie występuje Edmund.
     Na Edmunda przychodziły wezwania, i to Edmund pomyłkowo dostał samochód, jacht, pufy i łoże, które Edward kiedyś dzielił z Jagodą.
     
- Więc niech Edmund spłaca moją byłą żonę. Ja nie muszę - mówi Edward. Pójdzie z tym do Rzecznika Praw Obywatelskich, i nawet do Strasburga pójdzie.
     Na razie poszedł do prezesa sądu, komornika, prokuratora. I do "Gazety".
- Trzeba to szybko opisać..
     Zależy mu na czasie.
     
- Jeśli pani nie chce się tym zająć, pójdę do konkurencji. Chętnie zajmie się tym pani redaktor C., już jestem umówiony. I redaktor L. też się chętnie zajmie, już do niego dzwoniłem. Mówią, że prawo jest po mojej stronie, trzeba to nagłośnić! Dlaczego pani zwleka? Że dobrze byłoby akta zobaczyć, żony wysłuchać? Ależ po co? Jej się coś z głową porobiło, od tamtych świąt, w grudniu 1999. Święta jeszcze normalnie spędziliśmy, przy stole, i w łóżku. A później wmówiła sobie, że umrze.
     Kiedy Jagoda zostaje Jadwigą
     
Ona zajmuje pokój stołowy, ale rzadko. Przychodzę, nie ma jej. Zostawiam wizytówkę, nie odpowiada, bo wizytówka przepada. -
Pewnie on zabrał - mówi, gdy w końcu się spotykamy. - On zawsze lubił mieć ostatnie słowo.
     Jagoda - mówił - cóż to za dziwaczne imię? I zmienił jej w urzędzie na Jadwiga. Albo zarządzał: teraz będziemy oszczędzać, więc oszczędzali. Albo nie podobało mu się, że córki przychodzą do matki, kiedy chcą. Więc, żeby przestały, zmienił zamki w drzwiach. A ona mówiła:
- Tak Edziuniu, racja Edziuniu, masz tu jabłuszko obrane, masz ciasteczko.
     Święta w 1999 roku? Pamięta, była na żółtej chemii, tuż przed operacją.
- Kiedy przyszłam do niego z wiadomością o guzie na sześć centymetrów, powiedział, że już nic nie musi nas ze sobą wiązać, w końcu obiady sam sobie może gotować. Więc w tamte święta, kiedy jeszcze byliśmy małżeństwem, wszystko kupowaliśmy oddzielnie. Ale o tyle było dobrze, że żółta chemia nie daje wymiotów i włosy nie wychodzą. Zaraz po Bożym Narodzeniu odjęli mi pierś. W sylwestra czekałam aż on przyjdzie. Nie przyszedł, tylko moje córki. Kiedy po operacji zaczęłam brać czerwoną chemię, wyłysiałam, wymiotowałam, to też tylko one były. Wtedy zdecydowałam, że trzeba wziąć rozwód. Musiałam go mocno kochać, skoro nie zrobiłam tego wcześniej.
     Ona: zadbana, w niebieskim kostiumie
(przytyłam po raku, kiedyś byłam szczupła, gdy z Edwardem wypływaliśmy na wakacje jachtem). Płacze. I przypomina sobie, jak go przyjęła śmierdzącego pleśnią, bo mieszkał na działce, a zima szła. I jak oszczędzali, żeby Oriona zamienić na Sportinę, fiata na opla, a opla na golfa (On mówi, że nic jej do tego, sam się dorobił. A ona na to, że nie chodziła do fryzjera, nie kupowała ubrań, żeby odłożyć). I nawet się nie poskarżyła nikomu, gdy on w 1997 poszedł do biura matrymonialnego "Duet", tak że ona 21 lutego znalazła list od jakiejś pani Marii: "Dzwonił Pan do mnie, ja nie odmówiłam, naprawdę chcę się z Panem spotkać. Mieszkamy blisko siebie, trzeba spróbować. Na pewno się Pan nie zawiedzie. Należę do kobiet wartościowych wewnętrznie, a i zewnętrznie może się Panu spodobam".
     Kto nad kim czuwa
     
- On jest chciwy, pewnie dlatego wolał nie wiedzieć, że jest sprawa o podział majątku. Gdy listonoszka przynosiła wezwanie, udawał, że go nie ma, a był, bo przecież jak wychodzi, to można poznać, bo zamyka swój pokój na kłódkę i łańcuch.
     (-
A ona danfosy owija taśmą, żebym nie regulował. Jakby nie mogła zostawić karteczki: Proszę nie kręcić!)
     Starają się ze sobą nie rozmawiać, nie spotykać w przedpokoju, kuchni, łazience.
- Schodzę mu z drogi - mówi ona. Pomieszkuje u córek, a były mąż czuwa, nasłuchuje, kiedy wychodzi, kiedy przychodzi. Żeby zapisać: w maju 2001 była tylko przez 14 dni, w czerwcu 11 dni, w lipcu - 20... Od tego roku odnotowuje godziny przyjścia: 18.35, 21.59, 22.05...
     Wszystko skrzętnie zapisuje, podlicza, kiedy ona była za ścianą, kiedy on nie dostał pism z sądu, kiedy w aktach zamiast Edwarda pojawił się Edmund.
     
- Ja z tym pójdę do Rzecznika Praw Obywatelskich, i do Strasburga pójdę - mówi. - Taki błąd popełnić! A kiedy już się zorientowali i poprawili na Edward, to pismo informujące o poprawce zaadresowali na Edmunda. Ciekawa sprawa, co? - on jest pewien, że to nie koniec ciekawej sprawy. - Ha, sąd będzie musiał coś z tym zrobić.
     Naprawdę, po tej pomyłce z Edmundem nikt już nie może mieć wątpliwości, że opatrzność nad nim czuwa. Czuwała też, by cało wyszedł z zawału. Akurat szalał na parkiecie z taką babką, poznaną przez pewną kobietę z targowiska. Padł w lokalu, i proszę, odratowali go. Teraz szuka sobie jakiejś pani przez anonse. I była żona nie powinna mu rzucać kłód pod nogi, nasyłać komornika, zabierać z renty 288 złotych i 54 groszy kosztem spłaty samochodu, jachtu, pontonu, telewizora.
- Jakaś sprawiedliwość musi być - mówi Edward. Chce jeszcze pożyć, w końcu ma dopiero sześćdziesiątkę.
     Jadwiga ma pięćdziesiąt. Też mówi, że chce pożyć.
- A on gra na zwłokę, liczy, że się zawinę i już nie będzie trzeba się dzielić._
     PS. Imię Jagody-Jadwigi zostało zmienione.
     

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska