Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

- Niestety, nie uciekniemy przed cierpieniem - mówi ksiądz Franciszek Kamecki, proboszcz z Gruczna

Agnieszka Romanowicz
- Cierpienie mnie rozwinęło, zmusiło do refleksji. Dobrą szkołę dał mi Bóg - uważa ks. Franciszek Kamecki.
- Cierpienie mnie rozwinęło, zmusiło do refleksji. Dobrą szkołę dał mi Bóg - uważa ks. Franciszek Kamecki. Andrzej Bartniak
- Niestety, nie uciekniemy przed cierpieniem - mówi ksiądz Franciszek Kamecki, proboszcz z Gruczna. - Ale z cierpienia są też korzyści, na przykład ja stałem się kimś więcej.

Ksiądz Franciszek Kamecki cierpiał nie raz. Najwcześniejsze ze strasznych wspomnień zapisał: "Życie pierwsze to pięści wojny, które moja matka przerabiała w czułość, a ojciec w stolarni z desek capował prycze dla sześciu rodzin".

Kolejne złe doświadczenie przyszło wkrótce: dobrze zapowiadający się sportowiec z dnia na dzień został kaleką. - W pewnym sensie jestem za to Bogu wdzięczny - ocenia ks. Kamecki. - Cierpienie zmusiło mnie do myślenia. Pochodzę z prostej wiejskiej rodziny z Cekcyna, która żyła z dnia na dzień bez cudów, jakiś wielkich ambicji. Niespecjalnie przykładałem się do nauki. Nagle w środku liceum złamałem nogę na stoku i trafiłem do szpitala. Noga się nie goiła, tkwiłem wśród chorych. Słyszałem ich jęki, widziałem śmierć wyjeżdżającą na kółkach. Życie wyrwało mnie z podwórka w tak inne okoliczności, że cierpiałem bardzo z powodu wyalienowania. Nie mogłem już grać w piłkę, czasem tylko stałem na bramce.

Nogę w gips lekarze wkładali mu przez kilka lat. - Leżałem w szpitalach i nie miałem co robić. Poszedłem więc do biblioteki, zacząłem czytać, a potem pisać swoje wiersze. Cierpienie mnie rozwinęło i poprawiło koncentrację, zmusiło mnie do refleksji, przestałem więc zajmować się głupstewkami. Dobrą szkołę dał mi Bóg.

Ks. Kamecki uważa że duchowe dojrzewanie dzięki cierpieniu nie jest zarezerwowane dla ludzi wierzących. - Cierpienie budzi współczucie. Cudzy ból wyzwala w ludziach miłość, niezależnie od tego, czy są wierzący.
Często ruszają z pomocą, gdy zetkną się z cierpieniem, przeczytają o nim w gazecie, usłyszą na ulicy.

Kiedyś doświadczył pomocy na własnej skórze. Po powodzi w 1997 roku zorganizował w Grucznie obóz dla dzieci z województwa świętokrzyskiego. - Spontanicznie postanowiłem pomóc i potem sam musiałem się ratować - opowiada. - Wiadomo, że tam był wielki problem. Oglądałem programy red. Wernikowskiej, po pas w wodzie pokazywała znój życia powodzian. Było jasne, że dzieciaki stamtąd nie będą miały żadnych wakacji.
Proboszcz zdecydował się je zaprosić bez wahania.

- Średnio to przemyślałem. Lada dzień miało przyjechać 50 dzieciaków, a ja nie miałem nic - wspomina. - Fama rozeszła się po okolicy i w kilka dni ludzie uzbierali 10 000 złotych. Potem doszły inne dary, zaproszenia do Myślęcinka i Bisku- pina. Współczucie zaowocowało. Cierpienie małych powodzian wpłynęło na innych - wyzwoliło w nich miłość, która - jak mówił Jan Paweł II - jest największym sensem cierpienia.

Papież twierdził też, że w cierpieniu człowiek odkrywa swoją głębię i głębię świata.- Dobrym przykładem powinien być dla nas miłosierny Samarytanin - zaleca ksiądz Kamecki. - W obliczu cierpienia, na widok wpół żywego człowieka leżącego w rowie, zszedł z konia i pomógł mu, czego nie zrobili wcześniej kapłan i lewita. Samarytanin pokazał głębię swojej miłości do człowieka. Potrzeba nam takich ludzi, brakuje nam patrzenia na siebie przez serce. Często to człowiek człowiekowi gotuje marny los.

Kumulacją takich cierpień jest wojna, najstraszniejszy skutek błędów popełnianych przez człowieka. Proboszcz, rocznik 1940, zapamiętał ten stan.

"Rosjanie rozwiesili dziesiątki drutów i kabli radiostacji nad ogrodem. Kule gwizdały fruwając z jednego wzgórza cekcyńskiego jeziora na drugie. Gdzieniegdzie ogień. Warkot samolotów. A ja w drewniku majslem i młotkiem rozbijałem granat, który zanim wybuchł długo syczał, więc pozwolił mi uciec i upaść w błoto na podwórku. Ochlapanego detonacją synka podniósł gwałtownie ojciec, potrząsnął, obejrzał, czy jestem cały, ucałował mnie i klepnął w portki."

- Niestety, nie na długo ból wojny został w pamięci ludzi, zło odezwało się już w czasach PRL - zwraca uwagę ks. Kamecki. - Świat był oburzony Holokaustem, PZPR również, a mimo to w marcu 1968 roku władza wyrzuciła z Polski miliony wspaniałych żydów, wartościowych ludzi. Nie potrafili zapanować nad złem, co uczyniła dopiero Solidarność, której ideę ks. Tischner porównał do miłosierdzia wspomnianego tu Samarytanina. Zgodnie z filozofią Tischnera ludzie Solidarności dźwigali z rowu cały poraniony naród, który - jak mówił - cierpiał niepotrzebnie.
Sensem cierpienia jest przezwyciężenie zła, które drzemie w człowieku pod różnymi postaciami. To też ugruntowanie dobra, uważał polski papież. - Życie jest ciągłym balansowaniem między dobrem a złem - zgadza się ks. Kamecki. - Czasem trudno zachować równowagę. Na przykład żona czeka na męża uśmiechnięta, a on wpada rozgoryczony do domu, bo doznał jakiejś krzywdy w pracy i to całe zło wylewa na nią. Córeczka to widzi, też się denerwuje, idzie na podwórko i kopie kogoś w nogę. Tak szybko zło się rozprzestrzenia, cierpi coraz więcej ludzi.

W słabości znajduje się źródło mocy Bożej. Cierpienie duchowe to jeden z kilku obszarów cierpienia. Wyjątkowo trudnym jest choroba. Ks. Franciszek zmaga się z chorą nogą i różą, która co rusz odzywa się w kolanie i powala go do łóżka z temperaturą 40 stopni Celsjusza. Walczy też z kamieniami nerkowymi.

- Choroby to cierpienie, które trudno zdusić - przyznaje proboszcz. - Ograniczają człowieka, zmuszają do samodyscypliny, przykuwają do łóżka. Czasem nie sposób udźwignąć ciężar choroby, a tym bardziej znaleźć jego sens.

Podobnie jest ze zdradą i śmiercią ukochanego człowieka, przede wszystkim dziecka. - Dziś wspominamy szczególne cierpienie: Matki Boskiej, która musiała patrzeć na ukrzyżowanie jedynego syna - przypomina ks. Kamecki. - Przeżycie śmierci dziecka, zwłaszcza męczeńskiej, to dla kobiety szczyt cierpienia. Wierzącym matkom łatwiej je wytrzymać, bo mogą się w nim dopatrywać cierpienia Chrystusa, które miało przecież głęboki sens. Wiara pozwala im ufać, że po śmierci znów utulą ukochane dziecię. To niezwykłe, że w słabości, która rozrywa serca cierpiących matek, udaje się niektórym znaleźć źródło mocy Bożej.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska