- Radni na niedawnej sesji zainteresowali się sytuacją finansową Zespołu Szkół. Dyrektorka tłumaczyła, że bała się pani pokazać rachunki i chowała je do szuflady.
- To jakaś bzdura! O sytuacji finansowej szkoły i o tym, jakie i komu płacimy rachunki doskonale wiedziała pani dyrektor. W tegorocznym budżecie rada miasta zapisała mniej pieniędzy niż zakładał nasz plan finansowy.
- Podobno nie płaciliście składek na ZUS...
- Tak naprawdę pieniądze szły głównie na olej do szkolnych kotłowni, bo zima była mroźna, a dostawca oleju przy spóźniających się zapłatach groził, że więcej nam opału nie da. Wykonywałam polecenia przełożonej.
- Czy to prawda, że pracownicy w Zespole Szkół nie mają zakresu obowiązków?
- Nie wiem, jak inni, ale ja nie miałam. W marcu dwa tysiące ósmego roku podpisano ze mną umowę na czas określony, do końca czerwca dwa tysiące dziewiątego. W umowie zapisano, że jestem księgową i to wszystko. Gdy zaczęły się kłopoty finansowe, umowy ze mną nie przedłużono.
- Przygotowana pani była do tej pracy. Na sesji pani dyrektor mówiła, że się pani "pogubiła".
- Skończyłam Policealną Studium Ekonomiczne w kierunku finanse i księgowość, teraz robię licencjat z prawa administracyjnego, konkretnie prawa pracy. Faktycznie zmieniono zasady, wprowadzając odrębne konta dla przedszkola, szkoły podstawowej, gimnazjum i liceum. Nie łatwo było się w tym połapać, ale nie to było przyczyną problemów, tylko zbyt mały budżet szkoły. Odnoszę wrażenie, że teraz, gdy w szkole na wszystko brakuje pieniędzy, ktoś chce ze mnie zrobić kozła ofiarnego.
