Tym samym, pod znakiem zapytania stanął jego udział w igrzyskach olimpijskich w Pekinie.
W stolicy Japonii Ochal z wynikiem 2 godziny 15 minut i 4 sekundy zajął 16. miejsce. Triumfował Szwajcar Victor Roethlin - 2:07.23 przed biegaczem gospodarzy - Aratą Fujiwarą - 2:08.40 i Kenijczykiem Juliuszem Gitahi - 2:08.57. Czas podopiecznego Grzegorza Stefanko znacznie odbiega od uzyskanego 23 września 2007 r. w Warszawie - 2:12.20. Czy to oznacza, że bydgoszczanin zamknął sobie drogę do igrzysk olimpijskich w Pekinie?
Trener ma nadzieję
- Paweł ma nadal drugi czas wśród polskich maratończyków. Kolejne tygodnie pokażą, czy potencjalni kandydaci do reprezentacji uzyskają od niego lepsze wyniki - twierdzi Stefanko. - Ważną imprezą będą mistrzostwa Polski w Dębnie, gdzie wystartuje kilku zawodników, aspirujących do startu w Pekinie. PZLA zdecydował, że triumfator tego biegu, by zdobyć paszport do Chin, nie musi uzyskać wskaźnika na igrzyska olimpijskie 2:12.00, a wystarczy "złamanie" 2:15.
Plan awaryjny
- Minimum w maratonie na igrzyska można zdobywać do 30 kwietnia. Jeżeli okaże się, że Paweł utraci premiowane miejsce, bądź związek uzna, że wynik z Warszawy nie został potwierdzony w Tokio, to wystartuje jeszcze w jednym maratonie: 27 kwietnia w Hamburgu. Przetarciem byłby półmaraton w Bydgoszczy 6 kwietnia - mówi trener.
Co zdecydowało o słabszym wyniku w Tokio, skoro ostatnie wieści napływające z Dalekiego Wschodu były optymistyczne? Z pierwszych informacji wynika, że organizm maratończyka nie poradził sobie z aklimatyzacją, doszły trudne warunki atmosferyczne (niska temperatura i wiatr), a do tego Paweł nie udźwignął presji wyniku.
Nasuwają się zatem pytania, dlaczego Ochal ze zgrupowania w Portugalii nie pojechał bezpośrednio do Japonii, tak jak to było pierwotnie zaplanowane, a wrócił do kraju? Dlaczego towarzyszył mu menedżer, a nie trener? Postaramy się na nie odpowiedzieć po powrocie maratończyka do Bydgoszczy.