Do redakcji przyszła z matką Renatą. Już na samym wejściu powiedziała. - Chcemy opowiedzieć pewną historię.
Pogrzeb ojca pani Anny odbył się kilka dni temu na cmentarzu przy parafii św. Marcina w Żninie.
Fotograf pojawił się już na różańcu. - Miał około 50, 60 lat. Był troszeczkę łysawy, niski z charakterystyczną torbą fotograficzną. Potem przeszedł z nami na cmentarz. Uczestniczył w pogrzebie - relacjonuje nasza rozmówczyni. - To był taki zwykły człowiek, niczym szczególnym się nie wyróżniał. Dopiero po fakcie zaczęłyśmy z mamą trzeźwo myśleć - dodaje.
Wykorzystał chwile smutku
Na pogrzebie pojawiło się mnóstwo osób. Rodzina zmarłego, była skupiona na ostatnim pożegnaniu. - Wielu członków naszej rodziny, jak zobaczyło tego mężczyznę pomyślało, że zamówiłyśmy fotografa. My myślałyśmy po prostu, że to jeden z uczestników pogrzebu. Wszędzie wisiały klepsydry. Wiele osób wiedziało o jego śmierci - usłyszeliśmy.
Tuż po spuszczeniu trumny do ziemi, do kobiet podszedł tajemniczy fotograf. Powiedział, że bardzo dobrze znał zmarłego. Oznajmił, że zrobił aż trzy klisze zdjęć. Nie targowały się. Nie pytały o imię i nazwisko. Zapłaciły.
- To była bolesna chwila. Kto zastanawia się wtedy, kiedy i gdzie ojciec poznał tego mężczyznę - mówi pani Anna.
Zdjęcia, które zrobił ów człowiek nie są dobrej jakości, nawet laik stwierdziłby, że nie wykonał ich profesjonalista. W większości są niewyraźne.
A potem zniknął
Dodatkowo na jaw wyszło, że klisze, za które zażądał zapłaty, to jeden film pocięty na trzy części. Podobnie, jak kobiety, mężczyzna oszukał także brata zmarłego. - Wszystkim powtarzał, że był znajomym ojca...
Dopiero na stypie rodzina zaczęła rozmawiać o nieznanym mężczyźnie. Okazało się, że nikt go nie znał. - Nie wiem skąd był. Około godz. 17 widziałam, jak czekał na przystanku autobusowym w Górze. Jeśli jechał w tamtą stronę, to kierował się na Barcin, Inowrocław, może Bydgoszcz - dodaje pani Renata.
Bądźmy czujni
Kobiety padły ofiarą oszusta. Stało się. O sprawie nie poinformowały policji.- Nie chcemy w przyszłości biegać po sądach. Ale chcemy ostrzec, żeby ludzie uważali i nie dali się wpuścić w maliny, tak jak my. Niech ta historia będzie ostrzeżeniem - apeluje Anna Markiewicz.