- Piraci rolni czują się bezkarni - powiedział Paweł Biedziak, rzecznik NIK. - Obsiewali nie swoje grunty, występowali o dotacje unijne, nie płacili za użytkowanie i nawet jeśli zrobili to raz, to zyski były tak duże, że opłacało się! Dlaczego? Bo kary nie są dotkliwe.
Uciekły miliony złotych
Zdaniem NIK - która skontrolowała w kraju niektóre placówki Agencji Nieruchomości Rolnych, Regionalnych Zarządów Gospodarki Wodnej oraz Zarządów Melioracji i Urządzeń Wodnych - okazało się, że w latach 2009 - 2012 do kasy państwa nie wpłynęło 30 mln zł opłat za korzystanie z gruntów państwowych.
W Kujawsko-Pomorskiem problem ten dotyczył przede wszystkim gruntów, którymi gospodaruje ANR. Paweł Biedziak uważa, że "piraci rolni" wiedzieli, które działki agencja oferuje w przetargach. - I zamiast wziąć w nich udział, zajmowali ziemię bez umowy - mówi rzecznik NIK. - Trzeba rozważyć, czy nie powinno się traktować tych spraw jak przestępstwa a nie wykroczenia.
- Nie czuję się piratem rolnym - mówi gospodarz z pow. inowrocławskiego, który kilka lat temu brał udział w "najeździe" na ziemię należącą niegdyś do majątku Dobiesławice. - Weszliśmy na te grunty, bo agencja nie potrafiła odzyskać nieruchomości od dzierżawcy, który za ziemię nie płacił, a jeszcze ją poddzierżawiał. Zatem to my pomogliśmy agencji w odzyskaniu tych gruntów.
Agencja więcej wie
W 2013 roku Oddział Terenowy ANR Bydgoszcz prowadził 400 spraw dotyczących bezumownego użytkowania państwowych gruntów. Za korzystanie z nich obciążono 226 osób. W przypadku trzech, ANR skierowała sprawy do sądu, bo nie oddały nieruchomości.
Więcej - w piątkowym, papierowym wydaniu "Gazety Pomorskiej"