Pochodzi z Lubienia Kujawskiego. Z tego niewielkiego miasteczka wyemigrował w Polskę na kilka lat, między innymi po to, aby odbyć służbę wojskową. Wrócił jako 22-latek. - Byłem sprawny szczególnie lubiłem biegać - mówi Waldemar Woźniak.
Był pewien, że zdąży dobiec do pociągu na małej, podwłocławskiej stacji kolejowej. Skoczył, licząc na ostatnią szansę. Nie udało się.
- Pamiętam wybudzenie we włocławskim szpitalu szpitalu. Zacząłem krzyczeć, gdy zobaczyłem, że kołdra, pod którą leżałem, załamuje się tuż pod kolanami... - wspomina Waldek Woźniak. Miał wówczas 22 lata. Na początku trudno mu było siępozbierać.
- To był wielki szok - opowiada Waldek Woźniak. Pocieszała go rodzina, przyjaciele. Bardzo szybko stanął na nogi. Rehabilitanci mówili, że rekordowo szybko - po trzech miesiącach. Już wcześniej wiedział, że są protezy, które pomogą mu prowadzić w miarę sprawne życie. Tyle że on chciał więcej niż sprawnie żyć. Z perspektywy lat uważa, że prawie mu się to udało.
- Waldek? Ekstremista - mówią o nim koledzy. - Poszedł w pasje - dodają inni. Co to znaczy? Że realizuje swoje marzenia.
Więcej w sobotnim papierowym wydaniu "Gazety Pomorskiej"
Udostępnij