W Domu Pomocy Społecznej w Kamieniu dni mijają powoli. I czasem nachodzi myśl, czy to życie przyniesie jeszcze coś nowego.
Jarosław Dutkowski z Bydgoszczy - złota keta na szyi, dresik, opalenizna jak z solarium, że aż murzynem go nazywają. I pewnie za jakiś czas obcy nie zauważą, że po świecie noszą go dwie protezy.
Polska to jest piękny kraj, bo nawet spod przysłowiowego mostu można trafić do raju. Cóż, ten raj trochę smutny i taki zorganizowany, ale na głowę nie kapie, jeść dadzą i zmuszą do wstawania. A gdy człowiek znowu wpada w czarną dziurę, nie jest sam.
Trochę pracy, więcej picia
Na początku lutego w ubiegłym roku Jarosław był jeszcze gieroj. Chociaż bez lewej ręki, bo pogruchotanej kości nawet druty nie ocaliły. Doszło do zakażenia i trzeba było amputować. Gorzej się żyło, bo raczej leworęczny był, ale alkohol wlewać w siebie można i prawą ręką. A koledzy i kasa byli, choć po rozwodzie wylądował właściwie na bruku. - Na "Chemiku" i innych bazarkach handlowałem ciuchami ze Stadionu Dziesięciolecia - wspomina. - Nie wylewałem za kołnierz. I to latami. Bez ręki można żyć. I tak dzień za dniem mijał. Trochę pracy, więcej picia.
Aż raz przysnął gdzieś w zimie po pijaku. I plamy na palcach u nóg się pojawiły. - Może gdybym szybciej poszedł do lekarza to na to odmrożenie coś by się poradziło - wspomina. - A tak szast prast amputowali obie nogi. Podobno duże niedokrwienie było.
To i mnie poniosą
9 lutego przebudził się w bydgoskim szpitalu, a po miesiącu wegetowania na szpitalnym łóżku dostał skierowanie do Domu Pomocy Społecznej w Kamieniu. I to był fuks. - Nawet się cieszyłem, że to Kamień - mówi. - Daleko od Bydgoszczy, kumpli nie ma, nie widzą mnie kaleki.
I tak na wózku dojeździł do 12 grudnia. - Trochę trwało, zanim przekonaliśmy pana Jarka, że warto pomyśleć o protezach - mówi Iwona Kozłowska, szefowa DPS w Kamieniu. - Protestował, ale w końcu z rehabilitantką panią Anią Cieślak pokonaliśmy go.
I gdy za 5 tys. zł DPS kupił protezy, Jarosław zaczął te swoje kikuty bandażować, żeby się zmieściły do tymczasowych protez. I od 12 grudnia codziennie zakłada te nogi na rurkach i nawet adidaski sobie kupił, żeby do dresu pasowały. - Bałem się stanąć po roku siedzenia - mówi. - Głównie z powodu swojej wysokości, ale po dwóch dniach już kroki dawałem. Młody jestem, szczupły, więc pomyślałem, że jak innych te protezy noszą, to i mnie poniosą.
W środku wszystko mi się cieszy
I teraz po kamieńskim DPS pomyka, schody pokonuje. W ocalałej ręce kulę trzyma, aby w razie czego podeprzeć się trochę. Raz był na dworcu i nawet sam pod górę do DPS wszedł.
Przyznaje, że do ludzi go jeszcze nie ciągnie. Lepiej nie kusić losu. - Od roku nawet piwa w ustach nie miałem ani papierosa - zapewnia. - Po mojej twarzy nie widać, ale w środku wszystko mi się cieszy, że stanąłem na nogi, że daję sobie radę.
Nawet z byłą żoną czasem utrzymuję kontakt, ale to już nie jest to. Jak się dzieci nie ma, to o czym z byłą żoną gadać? Może drugi raz się ożenię? W DPS mówią mi, że jeszcze tańczyć będę. Więc może na własnym weselu?
Na razie jednak myślenie o przyszłości zostawia sobie na później. Uczy się chodzić, zabija czas telewizją, czasem poczyta gazetkę i posłucha radia. Pogada z kolegami i czeka na te prawdziwe protezy.