MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Od lat spisuje historię wsi, kraju i świata [zdjęcia]

Roman Laudański
Teresa Bagrowska i historia w zeszytach spisana
Teresa Bagrowska i historia w zeszytach spisana
W sobotę w domu sołtysa Głażewa, Jarosława Pawlikowskiego trwały ostatnie przygotowania do ślubu starszego syna. Wtedy spadł prezydencki samolot.

Młodzi zamówili salę półtora roku wcześniej. Zaprosili 190 gości. Jarosław Pawlikowski rano dowoził jeszcze kucharkom ostatnie produkty. Wiadomość usłyszał w radiu. Zaczął dzwonić, zastanawiać się, co zrobić. Postanowili, że nie ma co ślubu przekładać. Do Moniki, panny młodej, straszna wiadomość dotarła u fryzjera.

Łukasz, pan młody wspomina, że dla wszystkich ślub jest najszczęśliwszym dniem w życiu. A tu taka tragedia, wobec której trudno przejść obojętnie. - Nie taki początek naszej wspólnej drogi sobie wyobrażaliśmy - przyznaje.

Nawet jadąc do kościoła w Unisławiu nie rozmawiali o niczym innym. Ksiądz w czasie kazania przedstawił im parę prezydencką jako wzór miłości małżeńskiej.
Łukasz: - I życzył nam takiej miłości.

Wesele rozpoczęli minutą ciszy. Przy stołach i przed domem weselnym "na papierosie" był jeden temat. Nie dało się o tym nie rozmawiać. Do młodych dopiero w niedzielę wieczorem, kiedy zajrzeli do internetu i obejrzeli telewizję, tak naprawdę dotarło, co się stało.

Lata w zeszytach spisane

W sobotę Krzysztof Bagrowski pojechał do Cichoradza, by kupić nawóz. Usłyszał co sie stało i zaraz zadzwonił do mamy Teresy i siostry Hanny. Hanna włączyła telewizor. - A co ty mi tu jakiś filmy pokazujesz? - zapytała Teresa.

Nie mogła uwierzyć w to, co pojawiało się na ekranie.

Teresa Bagrowska znana jest we wsi z tego, że od lat zapisuje, co dzieje się we wsi, w kraju i na świecie. Od tego czasu rośnie stos zapisanych zeszytów. To znaczy, próbowała już pisać wcześniej, ale nie bardzo jej wychodziło, to dała sobie spokój. Wcześniej nikt tego w rodzinie nie robił.

- W 1987 syn Krzysztof poszedł do wojska. Zapisałam godzinę pożegnania i kto odwiózł go na stację - wspomina początki. - Kiedyś, jak miałam więcej pracy, to dopiero wieczorem siadałam nad szklanką herbaty, zjadałam kostkę czekolady i zaczynałam pisać. To był cały mój wypoczynek. Polubiłam to zajęcie. Czasem patrzę, co było dziesięć czy dwadzieścia lat temu. Czasem zajrzy któryś z sąsiadów i zapyta, o szczegóły sprawy sprzed lat. Odszukuję zapiski. Czytam.

Teraz ma problem np. z ustaleniem godziny tragedii pod Smoleńskiem. Jedni podają, że samolot rozbił się o godz. 8.30 inni o godz. 8.00. Poczeka na oficjalny komunikat, wtedy doprecyzuje czas.

Katastrofy z tamtych lat

Na spotkanie wynotowała z zeszytów wypadki i katastrofy z ostatnich lat: (28.01.2006) Zawaliła się hala o godz. 15.15. Zginęło 65 osób. (21.11.2006) W kopalni zginęło 23 górników. (22.07.2007) Wypadek we Francji. Spalił się autobus. Wracał z pielgrzymami. Zginęło 26 osób. (23.01.2008) O godz. 19.07 rozbił się samolot wojskowy. W Mirosławcu zginęło 20 osób. A 20 wysiadło wcześniej. (31.03.2008) Rozbił się samolot wojskowy. Zginęła cała załoga. Cztery osoby. (13.04.2009) O godz. 1.00 w nocy spalił się hotel. Zginęły 22 osoby. (1.06.2009) Rozbił się samolot włoski. Zginęło 228 osób, w tym dwóch Polaków. (18.09. 2009) W Kopalni "Wujek-Śląsk" był wypadek. Zginęło 12 osób.

Pod sobotnią datą 10.04.2010 jest narysowany samolot i nekrolog. Na drugiej stronie będzie lista nazwisk wraz z informacją, kto kim był.

- Nie mogę uwierzyć, że oni już nie żyją - mówi.

Najważniejsze wydarzenia poprawia grubym drukiem. Na przykład ten o wejściu Polski do Unii Europejskiej. Z rysunkami - przyznaje - nie idzie jej najlepiej. Czasem poprosi kogoś o pomoc. Czasem rysuje sama. Zapisuje wydarzenia, w których uczestniczy sama lub o których ktoś jej opowie. Odnotowuje śmierć kolejnych aktorów.

Najważniejsza zgoda

Rozmawiamy 13 kwietnia. Odnajduje zapiski sprzed 20 lat. 13 kwietnia 1990 roku wypadał Wielki Czwartek. Rano było pochmurno. Później się ociepliło. 13 kwietnia 2000 roku też było chłodno, ale nie padało. Byli po opryski. Później przygotowywali pole pod truskawki. Notuje, kto zmarł i kto się urodził. Wychodzi na to, że we wsi w ostatnie lata rodziło się więcej chłopców.

- Zawsze lubiłam chodzić na wybory - opowiada Teresa Bagrowska. - Za PiS-em nigdy nie byłam. Lecha jeszcze lubiłam, ale Jarek mącił i zawsze był obrażony.

Teresa Bagrowska mieszka w Głażewie od 1961 roku. Przyszła tu za mężem, który zmarł w sylwestra 2001 roku i nie doczekał ich 40 rocznicy ślubu. Podkreśla, że najważniejsza w życiu jest zgoda.

- Jak jej nie ma, to ludzie nienawidzą się i kłócą w rodzinach - mówi i dodaje, że brakowało zgody wśród polityków i pewnie nadal - niestety - tak będzie.

Śpiewanki przy kominku

Co przez ostatnie lata zmieniło się w ich wsi? Nadal nie zakończyło się przekładanie brukowej drogi, która łukiem przechodzi przez część wsi. Pracownicy interwencyjni z gminy zaczęli ją robić w 2008. I nie mogą skończyć, a to, co już zrobili, to też nie wygląda najlepiej. Na dodatek powiatówkę na Grzybno powybijało. Strach jeździć.

Życie towarzyskie drgnęło, kiedy kilka lat temu w świetlicy wiejskiej pojawił się kominek. Wtedy zaczęli organizować śpiewanki, na które schodziła się prawie cała wieś. W maju śpiewają piosenki ludowe. W listopadzie patriotyczne, legionowe i żołnierskie. W styczniu kolędy. W ostatnim roku częściowo ocieplili świetlicę i wymienili w niej okna. Trzeba jeszcze skończyć docieplanie i naprawić dach.

W swoich zeszytach Teresa Bagrowska zapisywała również ceny. Dwanaście lat temu za kilogram żywca płacili 4 złote. Teraz 3,3 zł. Podobnie ze zbożem. A cukrownia w Unisławiu? Dlaczego została zamknięta?

Bocian w gnieździe

Od lat notuje również datę i godzinę przylotu i odlotu głażewskiego bociana, który ma gniazdo przy domu sołtysa. "Przyleciał bocian. Siedział u Jarka. Halina kupiła wątróbkę" - zanotowała Teresa Bagrowska.

Sołtys Jarosław Pawlikowski przypomina, że najsławniejsze zdarzenie z bocianem miało było w 2007. Przyleciał już 14 lutego. Jeszcze mroziło. Noc spędził pod przyczepą u sąsiadów. Rano złapali go w siatkę i przechowali w stodole. Temat spodobał się dziennikarzom. Była telewizja i radio. Pisały o tym gazety. Przy okazji wyszło na to, że świnki u sołtysa słuchają... radia. - Jeszcze jak syn jeździł na żużlu, to wstawiłem tam radio, żeby przy obrządku słuchać. Radio w oborze zostało. Teraz przyciszone, bo nie wypada, żeby głośniej muzykę puszczać mówi sołtys. Przypomina, że po śmierci papieża wszyscy zapalali znicze pod figurą, a wieczorem jechali modlić się do kościoła.

Zanotowała: 1kwietnia. W nocy mróz do sześciu stopni, ale w dzień słońce i ciepło. Papież miał zawał. Stan krytyczny. 2 kwietnia: Ciepło. Bronują kawałek od miedzy. Nawożą na pszenicę. Wieczorem umarł papież. Następna notatka: piękna pogoda, ciepło i słonecznie. Krzysiek i Heniu byli na giełdzie w Bydgoszczy. Padał drobny deszcz. Byliśmy pod figurką ze zniczem. Wieczorem ulewa. Pogrzeb papieża w Watykanie o godz. 10. Narysowała nekrolog.

Wiadomość w czasie egzaminu

Jarosław Pawlikowski, sołtys Głażewa pod Unisławiem.
(fot. Fot. autor)

- Teraz podobnie przeżywamy tę katastrofę - dodaje Jarosław Pawlikowski, którego odrywam od zepsutego zaworu powietrza w ciągniku. Naprawia go z młodszym synem Miłoszem, który w sobotę był na zajęciach w technikum rolniczym w Gronowie.

- Pisaliśmy egzamin ze specjalizacji - opowiada Miłosz. - W tym czasie nauczyciele powiedzieli nam, co się stało.

Przez chwilę o tym rozmawiali, ale trzeba było wrócić do egazaminu. Wyników jeszcze nie zna.

Jego starszy brat Łukasz, który miał ślub w tę sobotę, przez trzy lata dojeżdżał 90 kilometrów do Moniki, która uczy w Janikowie. - Pierwszy raz zabłądziłem, a droga była tak fatalna, że powiedziałem sobie, że więcej nie pojadę - żartuje. Ale pojechał. Później nie mogli doczekać się ślubu.

Chciał dojść do prawdy

Trzy pokolenia rodziny Kowalskich z Głażewa. Od lewej: Marek, Anna, Kubuś, Bartek, Anna, Feliks i Marta.
(fot. Fot. autor)

W sąsiednim domu spotykam trzy pokolenia rodziny Kowalskich. Seniorów: Annę i Feliksa. Ich syna Marka z żoną Anną oraz ich dzieci: 4-miesięcznego Kubę, 4-letniego Bartka i 7-letnia Martę.

Do Anny i Feliksa zadzwoniła córka z Torunia. Włączyli telewizor i zaczęli oglądać.

- Prezydent chciał dojść do prawdy i nie mógł tego dokończyć - mówią seniorzy. - Miał przygotowane przemówienie, ale już nie zdążył wygłosić go w Katyniu.

Starsi wspominają wojnę, straszny czas. W 1939 roku Niemcy aresztowali ojca Feliksa i nim wysłali go do toruńskiej Barbarki, wstawił się za nim Niemiec, który u niego młócił. Później Niemcy wysłali ich pod Szczecin do bauera. Adres do dziś pamięta po niemiecku. Jego żona przypomina lęk przed Rosjanami, którzy - przy okazji wyzwalania - kradli i gwałcili.

W latach 50. sąsiad podczas obowiązkowych dostaw klepnął świnię ze słowami: "Pozdrów Stalina". Dostał dwa lata.

W sierpniu tego roku będą obchodzili 50-lecia małżeństwa.

Komórki padły

Ich syn Marek był w sobotę w lesie. Próbował się dodzwonić, ale sieć zawiesiła się jak w sylwestra. Jechali przez wieś i na drodze nie było widać żywej duszy. Jeszcze nie wiedzieli, co się stało. A wszyscy patrzyli w telewizory.

- Nie mogłem uwierzyć, że prezydent zginął - mówi Marek. Najbardziej mu żal Krzysztofa Putry. Osierocił ośmioro dzieci.

Żona Marka dodaje, że tak po ludzku, zwyczajnie żal pary prezydenckiej i wszystkich, którzy zginęli w katastrofie.

W Głażewie czekają na rozstrzygnięcie konkursu "Dziedzictwo kulturowe naszego sołectwa". Przygotowali projekt: "Wokół nas i w nas płynie sobie czas". Chcą zbierać stare fotografie i zrobić wystawę w świetlicy. Bo ludzi ubywa.

Czasami nagle, jak w tę sobotę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska