Przed dwoma laty miałem okazję zwiedzać Chełmsko Śląskie. Kto nie był i nie widział, temu trudno wytłumaczyć. Zamknijcie oczy i wyobraźcie sobie, że jest na Śląsku taki mały Kazimierz nad Wisłą - urokliwy, zabytkowy, pięknie osadzony w przyrodzie. Ale taki Kazimierz, z którego wyjechał handel, pamiątkarze, a po galeriach obrazów pozostały jedynie dziury w fasadach. A potem zjechali do niego wszyscy okoliczni pijacy, żeby go zanieczyścić, i zbiegły się wszystkie okoliczne kundle, żeby na niego nasikać. Na koniec przyjechał pan z Warszawy i po wiekach odebrał miasteczku prawa miejskie. I tak Chełmsko, w którym przez wieki splatały się czeskie, niemieckie i polskie korzenie, stało się wsią zabitą dechami. Barokowe kamieniczki zaczęły się rozpadać, a zabytkowe arkady stoją tylko dlatego, że podtrzymują je na swoich barkach ostatnie chełmskie żuliki.
Po 1989 roku, wbrew szumnym zapowiedziom regionalizmu, przyjęliśmy rosyjski model rozwoju regionalnego, z Moskwą promieniującą wokół, na okutaną w królicze skórki prowincję. Wszelkie nowe narodowe urzędy i instytucje budowano oczywiście w Warszawie, tworząc na Mazowszu urbanistycznego potwora, w którym łatwiej ścigać się szczurom, niż żyć zwykłym ludziom. Owszem, parę aglomeracji wybiło się z tej warszawskiej dominacji na niepodległość, ale całe potężne obszary, od Podlasia po Dolny Śląsk, usychają właśnie, bo upuszczono z nich młodą krew.
I w tym kontekście pojawia się propozycja publicystów z niemieckiego Pomorza, aby polski Szczecin stał się nowym regionalnym centrum, promieniującym na zapomniany przez Berlin kawałek Niemiec i zapomniany przez Warszawę kawałek Polski. Świeże, pozbawione kompleksów i uprzedzeń spojrzenie na europejską współpracę ponad stolicami. Z polskiego punktu widzenia jest to znakomity interes, bo punk ciężkości w tym europejskim regionie leżałby po polskiej stronie, a niemiecka część Pomorza i tak jest najbardziej spolonizowaną częścią Niemiec. Czy polscy samorządowcy są w stanie podźwignąć rolę lidera?
Ugryzę się w język, nie będę złym prorokiem. Nie będę przewidywał patriotycznego poruszenia przeciwko niemieckim odwetowcom ani ONR-owskich flag powiewających na Zamku Książąt Pomorskich. Bo życzę Szczecinowi, aby nie spotkał go los Chełmska Śląskiego.
