Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odolion. Kierowca domaga się odszkodowania od gminy

Jadwiga Aleksandrowicz
fot. sxc
Swoją sprawę mieszkaniec Ciechocinka przedstawił na sesji Rady Gminy Aleksandrów, bo - jak twierdzi - gminni urzędnicy traktują go niepoważnie. Chodzi o odszkodowanie za uszkodzone auto na gminnej drodze.

Sprawa Wacława Bednarskiego, mieszkańca Ciechocinka, wiąże się z kolizją drogową. W listopadzie, w biały dzień, kierując swoim volkswagenem polo Wacław Bednarski wpadł na metalową barierkę przy niestrzeżonym przejeździe kolejowym, przecinającym ulicę Okrężną w Odolionie w gm. Aleksandrów. - Było ślisko, dziurawa polna droga nie była niczym posypana. Jechałem wolniutko. Przed przejazdem, przy znaku "stop" zatrzymałem się. Gdy ruszyłem, samochód zatańczył i wpadł na metalową barierkę, pięć metrów od znaku z czerwonym krzyżem, informującym, że zbliżam się do torów - opowiada kierowca. Zgłosił kolizję ubezpieczycielowi. Rzeczoznawca PZU wycenił szkodę na 1200 złotych. - Nie mam ubezpieczenia autocasco, ale przedstawiciel PZU powiedział mi, że pieniądze dostanę, bo droga jest przez gminę ubezpieczona - mówi pan Wacław. Wystosował więc pismo do Urzędu Gminy, opisując sytuację. Wybrał się też do urzędu osobiście.
- Nie oglądając miejsca, gdzie zdarzyła się kolizja, urzędnik stwierdził, że miała miejsce na terenie należącym do kolei, a nie do gminy. Zaraz potem dostałem z gminy pismo takiej samej treści. Problem w tym, że w barierkę uderzyłem zaraz za znakiem "stop", jakieś jedenaście metrów od torów - opowiada nasz Czytelnik.

Zdenerwowany postawą urzędnika, Wacław Bednarski opowiedział swoją historię na sesji rady gminy. Kilka dni później dostał z PZU kolejne pismo, w którym ubezpieczyciel powołuje się na informację z UG w Aleksandrowie, że kolizja miała miejsce na terenie należącym do kolei i że pan Wacław musi wyegzekwować ubezpieczenie od PKP. - Na jakiej podstawie ktoś twierdzi, że to teren kolei, skoro nikt z gminy nie wie, w którym miejscu wydarzyła się kolizja? - denerwuje się nasz Czytelnik.
Nie pomogły podpisy mieszkańców posesji znajdujących się przy drodze, którzy potwierdzają, że nigdy nie była ona posypywana piaskiem. Owszem, górka piasku leży tuż przy torach. - Nie wiem, do kogo ten piasek należy. Do gminy czy do kolei. I po co? Czy kierowcy mają wychodzić z samochodu i rozsypywać go sobie, żeby przejechać? - zastanawia się Wacław Bednarski. Pokazuje miejsce kolizji i słupki, które pozostały po znaku "stop“, bo znak gdzieś zniknął. Po obu stronach torów.

- Jestem zdziwiony tym, co opowiada pan Bednarski.Przecież zostawił nam rysunek, pokazujący przebieg kolizji.Wynika z niego, że prawie wjechał na tory i ześlizgnął się z nich na barierkę - tłumaczy Wiesław Jakubiec, odpowiedzialny za drogi w gm. Aleksandrów.
- Zawsze staramy się iść na rękę poszkodowanym kierowcom. Nasze drogi są ubezpieczone. Już nieraz kierowcy dostawali ubezpieczenia za uszkodzone samochody. W tym przypadku zawiniła kolej, bo to na jej terenie było ślisko i samochód pana Bednarskiego ześlizgnął się na barierkę.

Wacław Bednarski tłumaczy, że jeden kwadracik na szkicu pokazuje, jak jego auto wpadło na barierkę, a drugi - w którym kierunku jechało, a nie - jak twierdzi gmina - miejsce, do którego dojechało. Zapewnia, że ruszył spod znaku "stop“ (który gdzieś zniknął) i nie dojechał do torów, bo uderzył w barierkę przy drodze gminnej. Między znakiem z czerwonym krzyżem a znakiem "stop“.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska