Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odwieczne żale i morze ignorancji między Łuczniczką a Kopernikiem

Waldemar Lewandowski [email protected] tel. 52 32 63 212
Archiwum GP
Trzy razy wracaliśmy do tematu niełatwego bydgosko-toruńskiego sąsiedztwa. Za każdym razem zagłębialiśmy się w historię animozji.

Od średniowiecza aż po wiek XX. Ciekawe to dzieje, warto je poznawać, miło studiować. Ale czy czynią nas dziś mądrzejszymi, gdy przychodzi rozstrzygnąć dowolną sporną sprawę między naszymi miastami? Twierdzę, że ani trochę.

Profesor Norman Davies niedawno wygłosił taki pogląd: "Spory interpretacyjne nigdy się nie skończą. Ludzie mają mylne wrażenie, że historia jest czymś danym raz na zawsze i że istnieje jakaś absolutna prawda na temat faktów z przeszłości. Niestety, mylą się. Każde społeczeństwo ma swoje poglądy". Opinię powyższą przytacza "Newsweek Polska" w rozmowie na temat potocznej, międzynarodowej opinii o polskich dziejach:
Z tej refleksji autora "Bożego Igrzyska" płyną dwa wnioski. Pierwszy (wyrażony przez niego wprost w tej samej rozmowie), że wciąż jest sens walczyć o racje historyczne; upowszechniać je nawet za pomocą popkultury, bo swoją historię trzeba spisywać samemu. Na bezinteresowną życzliwość innych nie ma co liczyć.

Amunicji w bród

Ale jest w tym i drugi wniosek. - do próby zbudowania czegoś wspólnego, dogadania się i do obmyślenia wspólnych planów nie należy zaprzęgać historyków. Ci wnikliwi i drobiazgowi badacze mają w swych notatkach szkice na każdy temat i z dowolnej epoki. O wyjątkowej randze któregoś z trybunałów, o przejściowo wielkim zasięgu któregoś z księstw, o niezwykłej koniunkturze rzemieślników z tego czy tamtego miasta itd., itd. W popularnych i w specjalistycznych opracowaniach historycznych jest nieprzebrana masa amunicji dla każdego chętnego do walki z sąsiadem.

Po mojej publikacji sprzed trzech tygodni spotkałem się z zarzutami. Raz - że umniejszyłem rolę Bydgoszczy. Dwa - że propagowałem zafałszowany obraz marności mojego miasta, rodem z najbardziej zajadłego toruńskiego pamfletu.
Pierwszego zarzutu przyjąć nie mogę. Jak właśnie staram się to wywieść - dziś już naprawdę nie mają znaczenia ani nikogo poza specjalistami nie podniecają zestawienia drobiazgowych danych statystycznych ze średniowiecza czy epoki Jagiellonów. Jednak druga sprawa także i mnie boli. Typografia nie wyróżniała dostatecznie cytatów wybranych przeze mnie z portalu turystyka.torun.pl.

Cóż - dla mnie egzotyka i niedorzeczność spiskowych teorii wziętych z osławionej publikacji była uderzająca. Przytoczyłem je jako jaskrawy przykład żywotności infantylnych mitów.

Ale z pokorą przyznaję, że kolejny raz przekonuję się, iż to, co oczywiste dla autora, dla Czytelnika jasne bywa wyłącznie z łopatologicznym komentarzem.

Świat, gdzie króluje "naj-"

Tym, którzy przeoczyli sprawę, (chociaż ma kilka lat), przypomnijmy: na oficjalnym miejskim serwisie turystycznym Torunia w internecie poczesne miejsce zajmuje dział "Stosunki bydgosko-toruńskie". Rozpoczyna się od zapewnienia, że nie stawia żadnych tez, a ma tylko charakter informacyjny.

W głębi jednak naszpikowany jest porównaniami w rodzaju: "Toruń - jedno z trzech tzw. wielkich miast pruskich [...], Bydgoszcz - pod względem prawnym na równi z pospolitymi miastami Rzeczypospolitej. Toruń - miasto wielkiego rozkwitu kultury i sztuki artystycznej renesansu, Bydgoszcz - miasto w żadnej mierze nie równające się z taką kulturą i cywilizacją". I w tym duchu na niemal każdym etapie opisywanych dziejów.
Szczególni
e uderza pracowitość, z jaką przekonuje się tam czytelnika, że Toruń (przypomnijmy: założony przez zakon krzyżacki) to miasto odwiecznie propolskie. I tylko antypolskim knowaniom Niemców, a potem komunistów, Bydgoszcz (założona - przypomnijmy - przez króla Polski) zawdzięcza swą niesprawiedliwą przewagę w dwóch ostatnich wiekach.

Wielu bydgoszczan sprawa tego serwisu oburza po dziś dzień. Fakt: już dwa lata temu centrala PTTK w Warszawie zażądała usunięcia go ze strony, a materiał wisi tam nadal. Wciąż w oparciu o miejską, oficjalną domenę internetową "torun.pl".

Zależnie od punktu siedzenia

Ja jednak pozwalam sobie na krotochwilny stosunek do tych instrumentalnie traktujących historię wynurzeń. Przeszłość pokazuje bowiem, że zajadłość i determinacja są zwyczajnym orężem mniejszych i słabszych.

Wystarczy wspomnieć temperaturę, którą osiągała bydgoska walka o oderwanie od Poznania i przeniesienie na Pomorze, w latach 20. XX wieku. Oto w jakie tony uderzał w sierpniu 1923 roku prezydent Bydgoszczy, Bernard Śliwiński (rodowity poznaniak), pisząc do polskiego rządu:

" Takiemu aparatowi odpowiadałoby znakomicie Województwo pomorskie, jednakże bezwzględnie z siedzibą w Bydgoszczy […]. Niestety, wszelkie starania nie odniosły skutku, a siedliskiem władz pomorskich został Toruń, miasto liczące zaledwie 40 tysięcy mieszkańców i nie posiadające odpowiednich gmachów na ten cel (urząd wojewódzki mieści się w szkole). [...] zarazem pragnę przedstawić krzywdę, jaką miastu Bydgoszczy wyrządzono i dalej się wyrządza. […]
Przenosząc Województwo do Bydgoszczy, uwzględni Wysoki Rząd gorące i ogólne życzenie wszystkich obywateli Pomorza i zaciągnie sobie u nich ogólny dług wdzięczności."

Bez sentymentów

Dziś, dbali o polityczną poprawność, możemy kręcić nosem na słabo skrywane antytoruńskie nastawienie prezydenta Bydgoszczy. Ale takie były czasy i taka była polityka. W Poznaniu nie byli bydgoszczanom dłużni, bo utyskiwania znad Brdy tak samo drażniły wtedy poznaniaków, jak dziś toruńskie skargi drażnią bydgoszczan.
Rada Miejska "stołecznego miasta Poznania" w uchwale z 1924 roku pisała tak:
"Bydgoszcz jest obecnie miastem wielkiem […]. Nie chcemy przeszkadzać miastu Bydgoszczy w dążeniu do umocnienia swego znaczenia, choć ruch cały kierowany jest pewną animozją do Poznania. [...] Bydgoszcz, która ma dzisiaj w Polsce najlepsze szanse rozwoju, własnem położeniem błogosławiona w szczęście gospodarcze, odbiera Toruniowi urząd wojewódzki. Ale nie nasza w tem bezpośrednia krzywda. Cóż, kiedy Bydgoszcz, odpadając od województwa poznańskiego, przyczyni się do zubożenia województwa poznańskiego i tem samem do powiększenia ciężarów krajowych przypadających na miasto Poznań. […]".

Przeszłość to nie oręż

Parę słów docenienia Bydgoszczy, prawda? Ale czy 85 lat temu Poznań wojował o Bydgoszcz? Nie - o własny interes. Dziś interesów tu nie ma, więc bydgoszczanie nic poznaniaków nie obchodzą. Przeciętni mieszkańcy regionu tak samo są ignorantami w historii sąsiadów. Własną ledwie znają.

Więc piszmy swoją historię dla siebie, zaspokajając ciekawość. Ale nie usiłujmy planować przyszłości regionu, wymachując sąsiadowi przed nosem księgą własnych dziejów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska