Wyposażenie dla polskiej armii kupowane jest u zagranicznych producentów. Samoloty F-16 nabyliśmy za ciężkie pieniądze od amerykańskiego koncernu Lockheed Martin, transportery opancerzone rosomak od fińskiej "Patrii", kierowane rakiety przeciwpancerne "Spike" od izraelskiego "Rafaela", a samoloty transportowe "Casa" od Hiszpanów. W każdym z tych przypadków, umowa zobowiązuje zagranicznych producentów - i słusznie - do zainwestowania części pieniędzy w polską gospodarkę.
Kilka miesięcy temu Wojskowe Zakłady Lotnicze nr 2 w Bydgoszczy podpisały umowę z amerykańskim koncernem Lockheed Martin na utworzenie Wspólnego Biura Planowania Obsługi Technicznej polskich F-16. Umowę poprzedziły kilkuletnie starania, ponieważ zakłady w ogóle nie skorzystały wcześniej na amerykańskim offsecie.
Teraz WZL-e skorzystają z offsetu amerykańskiego producenta samolotowej awioniki Rockwell Collins - poinformowała wczorajsza "Rzeczpospolita".
- Zobowiązanie zostało podpisane i dotyczy utworzenia autoryzowanej stacji obsługi i serwisowania radiostacji - potwierdza Dariusz Sokólski z WZL nr 2. - My naprawialibyśmy sprzęt do poziomu modułów, a szczegółowe remonty odbywałyby się u producenta.
W Polsce znajduje się obecnie osiemdziesiąt samolotów wyposażonych w radiostacje tego typu.
Offset dla WZL (sprzęt testujący, technologie i szkolenie obsługi) ma wartość ponad dwóch milionów dolarów. Radiostacje montowane są na samolotach "Casa" i "Bryza", a w przyszłości rozważana jest możliwość zabudowy urządzeń tej lub innej firmy w samolotach MiG-29.
W WZL-ach mają nadzieję, że to nie koniec offsetowych inwestycji w ich firmę. Jeśli dojdzie do skutku zakup rządowych samolotów lub wejdzie w życie program śmigłowcowy, to byłaby okazja do unowocześnienia przedsiębiorstwa i nowych zamówień.
