15 listopada 2005 roku kurator, podczas rutynowej wizyty w mieszkaniu Sylwii L. i Janusza Z. z okolic Chodcza, wziął na kolana ich 11-miesięczną Oliwkę i to on zauważył zasinienia na ciele dziecka. Uparł się, że musi pokazać je lekarzowi. Doktor z ośrodka zdrowia nie miał wątpliwości, że
dziecko zostało pobite
Personel miał powiadomić policję. Nikt nie spodziewał się, że Janusz Z. weźmie córkę na rękę i zacznie uciekać. Wkrótce zatrzymała go policja.
Dziewczynka trafiła do włocławskiego szpitala. Stwierdzono u niej pęknięcie podstawy czaszki i liczne krwiaki. Wyszło też na jaw, że dziecko już wcześniej, mając zaledwie półtora miesiąca, było w szpitalu ze złamaną rączką i uszkodzonymi żebrami.
Winę wzięła na siebie matka Janusza Z., przekonując skutecznie wszystkich, z biegłym sądowym na czele, że obrażenia powstały wskutek tzw. przeciągania. Sąd nie miał podstaw do wszczęcia jakiejkolwiek sprawy, wykazał jednak czujność, na wszelki wypadek ustanawiając kuratora. I właśnie jego interwencja przyczyniła się do
ujawnienia prawdy
Oliwka - decyzją sądu - została umieszczona w Domu Dziecka. Od kwietnia ub. roku jest ze swą mamą. Prokuratura postawiła Januszowi Z., zarzuty znęcania się nad córką, a także nad jej matką Sylwią L. oraz matką i siostrą Sylwii. Po długim procesie Janusz Z. został skazany na trzy lata i osiem miesięcy więzienia. To wyrok nieprawomocny, jest zapowiedź apelacji.