- Z siniejącym noworodkiem najpierw pół godziny czekaliśmy na izbie przyjęć. Później tyle samo na oddziale. Może gdyby lekarze się pospieszyli, to by Ola żyła? - zastanawia się rodzina. - Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy - twierdzą w szpitalu.
Aleksandra przyszła na świat w drugi dzień świąt w Wojewódzkim Szpitalu w Przemyślu. Miesiąc wcześniej niż powinna. Ważyła 2400 gramów, miała 50 cm długości. Otrzymała 10 punktów w skali Apgara, czyli maksimum. W ten sposób lekarze oceniają stan noworodków.
- Jedynym mankamentem było to, że dziecko trzeba było dogrzewać. Miała specjalne urządzenie przypięte do nóżki - mówi Dorota Dziuban, mama dziewczynki.
Ola wraz z mamą zostały wypisane ze szpitala dokładnie w Nowy Rok.
- Zdziwiliśmy, że tak szybko. Przecież Ola była wcześniakiem. Ale dziecko wyglądało dobrze, zdrowo, normalnie, jak noworodek. Nie było powodów do niepokoju - mówi Rafał Konowalik, znajomy pani Doroty.
Ola pojechała z mamą do domu.
- W poniedziałek o godz. 3.30 karmiłam ją. Trochę zjadła. O godz. 10 zaczęły jej siniec usta. Nic już nie chciała jeść - pani Dorocie łamie się głos.
Zadzwoniła do swojej kuzynki i jej przyjaciela, czyli pana Rafała. Natychmiast zawieźli Olę do szpitala. Twierdzą, że tutaj przeżyli horror.
- Najpierw z pół godziny wyczekaliśmy się na izbie przyjęć. Zostaliśmy skierowani na oddział. Tam znowu pół godziny oczekiwania. Dopiero po moich usilnych staraniach wreszcie pani doktor zajęła się dzieckiem. Mówiła nam, że w sumie mamy szczęście, że nas przyjmuje, bo wynika to tylko z jej dobrej woli - denerwuje się pan Rafał.
O godz. 13 noworodek został przyjęty na oddział. O godz. 18 dziewczynkę podłączono pod respirator. Trzy i pół godziny później zmarła. Kilka godzin przed śmiercią ksiądz zdołał ochrzcić dziecko.
Pani Dorota opowiada, że lekarze powiedzieli jej, że przyczyną zgonu było zapalenie płuc i sepsa.
- To było jak uderzenie obuchem. Gdzie się mogła zarazić sepsą? Przecież tylko w szpitalu. Ale najgorsze było to czekanie w niemocy na pomoc lekarską. Może jakby nas tak długo nie trzymano to udałoby się uratować dziecko - zastanawia się pan Rafał.
- To przykra sytuacja dla całego szpitala. Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, aby to dziecko uratować. Byliśmy w kontakcie z konsultantem wojewódzkim. Niestety. Przyczyną zgonu była ciężka niewydolność oddechowa w przebiegu ciężkiego zapalenia płuc, z powikłaniem sepsy - mówi lek. med. Krzysztof Popławski, zastępca dyr. ds. medycznych Wojewódzkiego Szpitala w Przemyślu.
Ostateczna przyczyna śmierci ma być znana do dwóch tygodni.
W związku z sepsą, w szpitalu uruchomiona została odpowiednia procedura. Dezynfekcja zostanie przeprowadzona w izbie przyjęć i w tych miejscach na oddziale, gdzie przebywał noworodek. Zbadany zostanie sprzęt medyczny.
- Dokładnie wyjaśnimy, czy rzeczywiście dziecko tyle czasu czekało na przyjęcie. Chociaż często zdarza się, że cierpiącemu pacjentowi znacznie wydłuża się czas oczekiwania na wizytę - mówi Popławski.
Matka dziecka i jej znajomi planują złożyć zawiadomienie do prokuratury. Chcą, aby śledczy zbadali w jaki sposób mogło dojść do zakażenia sepsą i dlaczego tyle czasu musieli czekać na interwencję lekarza.
Źródło: Ola zmarła na sepsę. W dwa dni po tym jak lekarze wypuścili ja ze szpitala
Udostępnij