Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oliver. Ale jaja, przecież to z "Epoki lodowcowej 2"...

Alicja Polewska
fot. Opera Nova
"Jeść!!! To życia treść!" - brawurowe wykonanie pierwszej sceny zbiorowej zapowiadało pyszny wieczór, drugi już podczas tegorocznej edycji Bydgoskiego Festiwalu Operowego. Zapowiadało.

- Ale jaja, przecież to z "Epoki lodowcowej 2" - moja córka krztusi się ze śmiechu. - No nie, ten musical jest starszy o dobre 40 lat od twojej "Epoki" - próbuję ratować dobre imię Lionela Barta, którego "Olivera" przywiózł do Bydgoszczy Teatr Rozrywki w Chorzowie. - Ale tam śpiewały to sępy, pamiętasz? - Dobra, pamiętam - mruczę zrezygnowana. I daję się porwać świetnej muzyce i brawurowemu wykonaniu gromadzie nastolatków walczących o dodatkową porcje kleiku w londyńskim przytułku z końca XIX wieku.

Kolejne sceny zmieniają się wraz z kręcącą na obrotowej platformie scenografią (doskonały pomysł, jeśli dobrze policzyłam było tych zmian ponad dziesięć). Zresztą w finałowych minutach to właśnie scenografia zmieniająca się jak w kalejdoskopie była kolejnym aktorem.

Dobry, z wyczuciem był w swojej kreacji tytułowy Oliver, czyli Kacper Andrzejewski, ale największe oklaski zbierała za pięknie wykonane piosenki Nancy (Marta Florek). Z kolei Fagin (Tomasz Steciuk) od razu kojarzył się z naszym rodzimym Profesorem Kleksem. Świetny w swej mrocznej roli był Bill Sikes (Witold Szulc). Zdrowy śmiech wywoływał Pan Bumble (Jacenty Jędrusik). Ale całe przedstawienie trzymała bez wątpienia obsada młodzieżowa - sieroty z przytułku czy banda, której przewodził Szelma (Roger Karwiński). Sceny zbiorowe w ich wykonaniu przywoływały w pamięci te najlepsze z amerykańskich musicali.

We wtorkowy wieczór publiczność bydgoskiej Opery Nova była z lekka odmienna od tej, która oklaskiwała "La Giocondę", i która zapewne pojawi się w piątkowy wieczór na "Eugeniuszu Onieginie". Ale i trudno się temu dziwić. Musical to na naszych deskach dosyć rzadki gość, a do tego - jak opowiadał przed spektaklem Sławomir Pietras - bywa skażony operetką. Tym razem Magdalena Piekorz jako reżyser i Jerzy Jarosik jako kierownik muzyczny nie dali się uwieść tym zapędom. Wykonali dobrze robotę rodem z londyńskiego West Endu.

A jednak spektakl nie porwał, choć pojedyncze występy sprawiały, że dłonie składały się do oklasków. Całość sprawiała wrażenie sklejonych ze sobą poszczególnych numerów. Może wpływ na to miało pewne nie zgarnie muzyki z głosami aktorów - zespół był bardziej słyszalny niż śpiew. Mimo jednak tych mankamentów wieczór z "Oliverem" zaliczam do udanych, a tym, którzy przedstawienia na deskach Opery Nova nie widzieli, polecam - może podczas wakacyjnych podróży - wizytę w Chorzowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska