- Chcę wycofać wszystko, co powiedziałem wcześniej. To ja nagrałem tę sprawę i wystawiłem księdza - mówił podczas rozpoczętego wczoraj w Sądzie Okręgowym w Bydgoszczy procesie oskarżony Patryk L. To przełomowe zeznania, zwłaszcza że podczas śledztwa oskarżeni - mieszkańcy Tucholi i okolic w wieku od 21 do 26 lat - wzajemnie obarczali się winą.
Nawet dożywocie
Księdza Krolla zamordowano w jego domu w Żalnie, w nocy z 13 na 14 maja 2006 roku. Śmierć proboszcza wstrząsnęła opinią publiczną w całym kraju. Na pogrzeb kapłana, znanego z restrykcyjnych poglądów na wychowanie młodzieży, przyjechał sam ówczesny wicepremier Roman Giertych.
Sprawie zabójstwa przypisywano nawet polityczne tło, ale okazało się, że mordercy to recydywiści z Jeleńcza, Tucholi i Żalna. Patryk L., Rafał S., Marcin M. i Michał G. mają od 21 do 26 lat. Ten ostatni stał na czatach przed domem księdza. Prokuratura zarzuciła mu tylko rozbój, chociaż w zakładzie karnym odsiaduje wyrok za inne przestępstwo. Pozostałym - za zabójstwo z premedytacją - grozi dożywocie.
Śledztwo trwało ponad rok. Doprowadziło do ujęcia bandytów, którzy brali udział w kilku innych napadach na plebanie. Prawdziwych zabójców, choć już wcześniej wytypowano ich jako podejrzanych, zatrzymano dopiero w maju ubiegłego roku.
Przyznali się do rozboju na plebanii, ale nie do morderstwa. Wzajemnie zrzucali na siebie winę.
Wczoraj odczytano akt oskarżenia i rozpoczęły się przesłuchania. Pierwszy zeznawał Patryk L. Wycofał swoje wcześniejsze zeznania i oświadczył, że napad był jego pomysłem. Wziął także na siebie śmierć księdza Krolla, choć twierdzi, że zabił przez przypadek.
Bandytów skusiły pieniądze proboszcza, który nie ukrywał swojej majętności. Mordercy zabrali około 20 tys. zł, biżuterię i pistolet gazowy.
Wszystko zaplanowali
Patryk L. opowiadał, że razem z Marcinem M. i Rafałem S. przyjechał do Żalna pociągiem. Tam czekał Michał G. Weszli przez piwnicę, bo G., który kiedyś był ministrantem, wiedział, że jest w niej dziura. Drzwi z piwnicy na parter wyważyli łomem, później zdjęli buty, żeby nie robić hałasu i wtargnęli do pokoju na piętrze, w którym zasypiał ksiądz. - Miał broń. Ktoś mu ją wytrącił i spadła za łóżko.
Staśmowaliśmy go, a kiedy sięgałem po pistolet, to przez przypadek przydusiłem go kolanem. Wtedy zobaczyłem, że nie żyje i uciekliśmy - mówił beznamiętnie L., który dodał, że razem z kolegami sprawdzał, czy ksiądz żyje, wyrywając mu włosy łonowe.
Bandyta z Jeleńcza twierdzi, że napad planował od dawna. Kupił ubrania robocze i taśmę klejącą. - Liczyliśmy się z tym, że ksiądz może być na plebanii. Zakleiliśmy go, żeby się nie darł. Uderzyłem go później, bo się rzucał - Patryk L. nie wydawał się być poruszony opisując, w jaki sposób zabijał księdza.
Sędzia Adam Sygit, sprawozdawca w procesie, któremu przewodniczy sędzia Ewa Kujawska-Loroch, pytał, dlaczego L. zeznaje inaczej niż w śledztwie. - Policjanci powiedzieli, że zostałem zatrzymany jako ostatni i żebym bronił swoich interesów. A ja wiem, że i tak by się wydało, jak to było naprawdę - tłumaczył oskarżony.
Obrońcy oskarżonych twierdzą, że ich klienci nie zamierzali zabić, a jedynie ograbić Henryka Krolla.
- Zaklejając ofierze usta taśmą przecięli ją, żeby zapewnić dostęp powietrza. Nie planowali morderstwa - twierdzi mecenas Justyna Mazur, jeden z adwokatów, broniących z urzędu.
W czwartek kolejna rozprawa.