Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Opieka społeczna: - Czy możemy przewidzieć, że ktoś urodzi dziecko i je zakopie?

Roman Laudański [email protected]
Część 33-osobowej załogi Rejonowego Ośrodka Pomocy Społecznej Bydgoszcz-Błonie. Pod opieką mają płótora tysiąca rodzin. Na każdą pracownicę przypada ok. 80 rodzin.
Część 33-osobowej załogi Rejonowego Ośrodka Pomocy Społecznej Bydgoszcz-Błonie. Pod opieką mają płótora tysiąca rodzin. Na każdą pracownicę przypada ok. 80 rodzin. Andrzej Muszyński
Czy "opieka" musi przewidzieć, że matka urodzi dziecko, zabije je, zakopie lub ukryje w beczkach po kapuście?! - Nie jesteśmy winni za całe zło tego świata - mówią pracownicy ROPS.

Osiedle Błonie w Bydgoszczy. Coraz więcej starzejących się ludzi. Samotnych, z problemami i chorobami. W Rejonowym Ośrodku Pomocy Społecznej pracują 33 osoby. Mają pod sobą prawie półtora tysiąca rodzin wymagajacych pomocy.

Od rana przez dwie godziny przyjmują interesantów. Po 9.00 pracownicy socjalni ruszają w rejon. Każdy z nich "ma" ok. 80 rodzin. Ustawowo co pół roku muszą przeprowadzać z nimi wywiad. Praktycznie u każdego są raz w miesiącu. - O każdym staram się coś wiedzieć, bo jestem za nich odpowiedzialna - zapewnia Maria Giza, pracownik socjalny.

Jesienią podopieczni zaczynają składać wnioski o zakup opału. Pracownik socjalny Marlena Kiełpikowska: - Bywa że w tej sprawie muszę być u pięciu rodzin dziennie. - Trzeba porozmawiać, zapytać, czy dzieci mają posiłki w szkołach - opowiadają pracownice socjalne z Błonia. Każda rodzina ma inne problemy. Są wielodzietne - najliczniejsza z piętnaściorgiem dzieci. Problemów samotnej matki wychowującej jedno dziecko nie da rady porównać z taką rodziną. Wizyta u starszej pani wymaga również poświęcenia czasu, uwagi. Jednak samo sprządzenie wywiadu i wizyta w środowisku to nie wszystko.

- Z każdą sprawą wiąże się podjęcie szeregu dodatkowych czynności - dodaje Mirosława Stachnik, zastępca kierownika ROPS.

Przeczytaj również: Żyją z zasiłku. Niektórzy nawet od 30 lat

***

O pracownikach socjalnych najczęściej media mówią źle i to wtedy, kiedy komuś stała się krzywda. Kobieta z Hipolitowa zamordowała i ukryła ciała sześciorga dzieci - tytuły gazetowe krzyczą: gdzie była opieka społeczna?! Wcześniej dwa podobne przypadki pod Łodzią i Lublinem. Taka sama reakcja.
- Czy możemy ponosić odpowiedzialność za kobietę, która ukrywa przed nami ciążę? - pyta Marlena Kiełpikowska. - A jak zaprzeczy? Widzę brzuch, to co mam zrobić? Wbrew woli zaprowadzić do lekarza? Lila Składanowska: - Czy możemy przewidzieć, że ktoś urodzi dziecko i je zakopie?

Magdalena Talar przypomina, że jedna z jej podopiecznych do piątego miesiąca ukrywała swoją ciążę. - Za każdym razem powtarzałam jej, że jeśli nie czuje się na siłach, żeby zapewnić dziecku utrzymanie, to może zostawić je w szpitalu. W tej rodzinie już były problemy wychowawcze z dziećmi. Stąd nasza uwaga. Załatwiliśmy wózek, ciuszki, pieniądze na najważniejsze potrzeby.

Lila Składanowska: - Taka reakcja związana jest z zaburzeniami. Nikt zdrowy by nie zabił własnych dzieci. Jej najtrudniejszym przypadkiem było pozostawienie przez niepełnosprawną matkę (wyjechała na turnus rehabilitacyjny) niepełnosprawnego syna. Został sam w domu. Bez jedzenia.

Najtrudniejszym przypadkiem Marii Gizy było odbieranie dzieci z domu, w którym była pijana matka i jej konkubent. Zadzwonił pedagog szkolny, uprzedził, że matka i konkubent są pijani, a ze szkoły podstawowej zaraz wrócą dzieci. Szybka interwencja, wyjazd z policją. Kobieta chciała zaatakować Marię Gizę nożem.

- Tak mogła zrobić tylko kobieta chora psychicznie - komentuje przypadek z Hipolitowa Magdalena Talar. - Ktoś musiał pomóc tamtej kobiecie, bo chyba ciężko udźwignąć mordowanie kolejnych dzieci.
Najtrudniejszy przypadek w karierze Magdaleny Talar to także odbieranie dzieci.

- To tragedia nie tylko dla tej rodziny, ale i dla całego społeczeństwa - dodaje Małgorzata Raczyńska, kierownik ROPS Błonie. - Takie sytuacje nie powinny mieć miejsca, ale się zdarzają. Trudno szukać winnych. Nie tylko pracownik socjalny kontaktował się z tą panią. Miała sąsiadów, chodziła do lekarza, może rodziców, siostry czy braci. Jest znieczulica. Nie chcę tego oceniać.

Najgorszy przypadek? Przed laty zgłosiła się do Małgorzaty Raczyńskiej jej podopieczna w ciąży. W trzeciej ciąży. - Miała iść do szpitala, a ja nie mogłam znaleźć najbliższej rodziny , która zajęłaby się starszymi dziećmi. - Sama odwiozłam je do domu dziecka. Widoku pozostawionych dzieci nie zapomnę do końca życia. Okazało się, że zostały tam do osiągnięcia pełnoletniości...

Czytaj też: Wzrosną progi dochodowe uprawniające do zasiłku

Mirosława Stachnik: - Proszę, żeby dziennikarze nie oceniali pochopnie służb socjalnych. Dlaczego w takich przypadkach całą winę zrzuca się na nas?! Jest też: kurator, lekarz, pielęgniarka, pedagog szkolny - oni wszyscy potrafią się wybronić. A na nas przerzucana jest cała odpowiedzialność.

Najtrudniejszy przypadek? Jednemu z podopiecznych zmarła po ciężkiej chorobie żona. Znalazł szybko nową, ale nie chciał dzieci ze związku z pierwszą żoną. Na szczęście zajęła się nimi dalsza rodzina. - Rozumiem, że młody człowiek chce mieć swoje życie, ale jak on mógł odrzucić własne dzieci?! Pobrali się chyba z miłości, aż tu nagle dzieci nie są dla niego ważne. Gdzie tu odpowiedzialność? Coś takiego nie mieści się w głowie.

- Nie jesteśmy winni za całe zło tego świata - podkreśla Małgorzata Raczyńska. - Mamy coraz więcej obowiązków, ale nie może być tak, że wchodząc do domu nie możemy zamknąć za sobą spokojnie drzwi. To presja zawodu i oczekiwań. Jeśli pracownik się nie interesuje podopiecznymi - trzeba to napiętnować, ale nie tylko on jest od tego! Staramy się być wyczuleni na wszystkie sygnały, ale nie jesteśmy w stanie przewidzieć niektórych zachowań. Dzielimy się naszym niepokojem, także z sądem.

Na terenie Bydgoszczy w weekendy działa tzw. przyjazny patrol. Policjant po cywilnemu w towarzystwie pracownika socjalnego odwiedza domy, w których dzieci dotknięte są przemocą lub podejrzeniem przemocy. Od godz. 17.00 do 1.00 w nocy. Teoretycznie do pierwszej, bo ostatnio skończyli o czwartej nad ranem.

***

Opowiadają, że w mieście jest większa anonimowość niż na wsi, gdzie ludzie wiedzą więcej o sobie. Nie tylko wiedzą, ale i pomagają sobie. A jednak tam, w Hipolitowie stała się tragedia. - Może przez zmowę milczenia? - zastanawiają się. - Może ludzie nie chcą się wtrącać w czyjeś problemy. Po co później mają iść do sądu jako świadek?

Wymieniają swoje małe sukcesy: program aktywności lokalnej dla rodzin z Okola najbardziej narażonych na wykluczenie społeczne. Grupę edukacyjną dla kilkunastu dorosłych, także dla młodzieży powyżej 15 roku życia oraz dla dzieci.

- Mówi się o nas tylko w złym kontekście, a my pracujemy pełną parą! - zapewnia kierownik ROPS. Pomagają przewlekle chorym, bezrobotnym, niepełnosprawnym, rodzinom wielodzietnym i niepełnym. Pomagają usamodzielnić się młodzieży z placówek opiekuńczych, starszym, często schorowanym i samotnym ludziom, byłym więźniom. Rodzinom, które ucierpiały w pożarach czy klęskach żywiołowych. Coraz częściej także bezdomnym. Spotykają się z przemocą fizyczną, psychiczną i ekonomiczną. Często muszą działać błyskawicznie, kiedy dochodzi do przemocy domowej.
Bywa że tuż przed świętami odbierają telefony ze szpitala, że zaraz będzie wypis samotnej osoby z oddziału. Już nie nadaje się do leczenia, ale wymaga całodobowej opieki. Coś z nią trzeba zrobić. Co? - Przez dwa dni nie załatwimy umieszczenia w domu pomocy społecznej, ale bardzo się staramy - opowiadają.

Jedna z pań przed świętami skończyła pracę, zrobiła zakupy i jechała do domu. Zadzwonił telefon: w mieszkaniu wybuchła butla z gazem. Trzeba jechać i znaleźć szklarza, który wstawi okna. Właściciel mieszkania był pijany. Na szczęście nic mu się nie stało. Wytrzeźwiał, pojechał na święta do brata.
A czy rolą pracownika socjalnego jest wstawianie okien? Przecież są wydziały zarządzania kryzysowego.

Ostatnio pracownicy socjalni muszą również rozpoznać tereny zagrożone powodzią. Ile ludzi tam mieszka, ile zwierząt w gospodarstwie? Co wywozić w razie powodzi?

Naprawdę o takie rzeczy musi pytać "opieka"?

***

Coraz większe problemy stwarzają opuszczeni i starzy ludzie. Z problemami psychicznymi. Stwarzający zagrożenie dla sąsiadów. Był przypadek hodowcy królików w bloku. Kiedy coraz bardziej się rozmnażały, pracownik socjalny musiał małym szukać nowego domu.

- Staramy się doprowadzać takie osoby do stanu, w którym mogą dalej mieszkać w swoim środowisku, bo to jest dla nich ważne - tłumaczy Małgorzata Raczyńska. - Nie zawsze się to udaje, bo przecież nie każdy chce takiej pomocy. I jak wtedy pomóc?!

Pracownik socjalny nie jest panaceum na całe zło.

***

Najdziwniejsze jest to, że minęło 23 lata od zmiany ustroju, gospodarka - podobno ma się lepiej, a ośrodkom pomocy z roku na rok przybywa klientów. Kolejne pokolenia dziedziczą biedę.

Panie z ROPS mówią, że pomoc społeczna stała się workiem, do którego wszystko można upchnąć. Czują presję otoczenia i nadmiar obowiązków, które ciążą im jak garb. Odczuwają satysfakcję zawodową, ale także wielką odpowiedzialność.

- Wrażliwość, brak obojętności, tylko dzięki temu możemy pracować - uśmiechają się. - To podstawa. Bywa że musimy się wspierać. Działać zespołowo. Czasem coś nie wyjdzie. Zdarza się. Dodają, że od lat kolejne obowiązki wrzuca się do wora z napisem "pomoc społeczna".

Ten wór kiedyś pęknie.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska