W tym roku konarzyńska Ochotnicza Straż Pożarna ma świętować 115-lecie. Może się jednak zdarzyć, że świętowanie nie będzie zbyt radosne, bo druhowie stracili dofinansowanie z zarządu głównego OSP. I nie chodzi wyłącznie o te pięć czy sześć tysięcy rocznie, a o prestiż.
Zawieszenie w krajowym systemie ratownictwa oznacza , że ranga jednostki spada.
Zapytaliśmy wójt Marię Kozłowską, dlaczego nie pomaga strażakom w zatrudnieniu kierowcy wozu bojowego, żeby star był gotowy do akcji w o każdej porze, czego wymaga się od jednostki w krajowym systemie ratownictwa. - Próbujemy, ale nie ma chętnych ani na pół etatu, ani na cały etat - mówi wójt. - Jeden ze stałych kierowców stracił prawo jazdy, a drugi młodszy poszedł do innej, lepiej płatnej pracy. Trudno znaleźć dyspozycyjnego kierowcę z uprawnieniami, który będzie przez całą dobę dyspozycyjny. Może uda się z młodymi druhami. Są cztery osoby uprawnione do kierowania wozem bojowym w czasie akcji, ale etatowego kierowcy nie mamy.
Wójt twierdzi, że utrata kilku tysięcy z zarządu głównego OSP to nic w porównaniu z kosztami, które ponosi gmina na utrzymanie OSP. - W tym roku będzie to 43 tys. zł, jeśli nie więcej - twierdzi Kozłowska. - Trudno więc wymagać, abyśmy za wszelką cenę szukali kierowcy do jednostki, która wyjeżdża do akcji czasem dwa razy w miesiącu.
25 tys. zł radni dali na utrzymanie OSP, około 8 tys. zł przeznaczyli na diety i szkolenia druhów, ale największą niespodzianką jest awaria stara. Dobrze będzie, jeśli 10 tys. zł starczy na naprawę.
A na nowy wóz bojowy pewnie nigdy 700 tys. zł nie będzie. Zresztą i po co, skoro druhowie z Konarzyn nie są w krajowym systemie ratownictwa? Peryferyjnym druhom nikt nie dołoży do samochodu, lepiej inwestować w OSP, które ma kim dojechać do pożaru.