Zobacz
Więcej informacji z Bydgoszczy na stronie www.pomorska.pl/bydgoszcz
Panią Natalię, naszą Czytelniczkę czeka poważna operacja kręgosłupa. Od kilku miesięcy z nadzieją wyczekiwała więc na wizytę w poradni rehabilitacyjnej w Szpitalu MSWiA. Kiedy jednak wczoraj zjawiła się na miejscu, dowiedziała się, że lekarz niestety jej nie przyjmie. Dlaczego? Poradnie na kilka godzin zamknięto. Zapomniano jednak poinformować o tym fakcie pacjentów.
Mówili, że to infekcja
- Pielęgniarki powiedziały nam tylko, że taka jest decyzja dyrektora szpitala, a poradnia musi zostać zamknięta, ponieważ wykryto jakąś infekcję - opowiada rozżalona pani Natalia. - W tym całym nieszczęściu, cieszę się jednak, że mieszkam w Bydgoszczy. Niektórzy ludzie przyjechali specjalnie z daleka i zostali odprawieni z kwitkiem. Większość z nich na tą wizytę czekała przez pół roku. Co teraz z nami będzie? Czy musimy czekać kolejne sześć miesięcy, aby dostać się do lekarza? Było nas kilkudziesięciu. Przecież nie uda im się nas wszystkich wcisnąć na inny termin? - pytała przerażona i prosiła "Pomorską" o pomoc.
Wiedział, ale nie powiedział
Dr Marek Lewandowski, dyrektor szpitala nie zgodził się z nami porozmawiać i odesłał nas do rzecznika. - Infekcja? Nie było żadnej infekcji. To zwykła plotka i przekłamanie - przekonuje Jarosław Buczek, rzecznik prasowy Służby Zdrowia MSWiA . - Poradnia nie funkcjonowała przez kilka godzin, ponieważ montowano w niej pojemniki z płynem dezynfekującym. Dyrekcja szpitala wiedziała o tym sporo wcześniej - przekonywał.
Rzecznik zapewnia jednak, że osoby, które nie zostały dzisiaj przyjęte, nie mają żadnych powodów do obaw. - Od poniedziałku będziemy się z nimi sukcesywnie umawiać na kolejne wizyty. I zapewniam, że nie będą musieli na nie czekać przez kolejne pół roku. Większość powinna zostać przyjęta w przyszłym tygodnia - uspokaja Buczek.