Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Palestyna - ziemia proroków i wojny

Jacek Deptuła [email protected]
fot. sxc
Palestyna, kolebka proroków i wielkich religii, od 60 lat jest ogniskiem zapalnym Bliskiego Wschodu.

Biblijne ziemie stały się w minionym stuleciu grobem setek tysięcy Arabów, Żydów i chrześcijan. Od 27 grudnia znów leje się tam krew. Czy jest choć cień szansy na rozwiązanie izraelsko-palestyńskiego konfliktu?

Dr Adam Krawczyk - wykładowca Uniwersytetu Śląskiego, autor znakomitej książki "Terroryzm ugrupowań fundamentalistycznych na obszarze Izraela w II połowie XX wieku" - jest pesymistą. - Wbrew temu, co twierdzą politolodzy, arabiści czy nawet osoby zaangażowane w ten konflikt - państwa palestyńskiego nie będzie w ciągu 10-20 lat. Rzeczywistości nie da się zaklinać. Palestyńczyków zadowoli jedynie utworzenie własnego, niepodległego państwa. A na to Izrael nie pozwoli. Będziemy więc jeszcze długo przyglądać się polityce tymczasowych rozejmów, akcji terrorystycznych i działań wojennych.

Hamas

Radykalna islamska organizacja, działająca głównie w Strefie Gazy. Przez część państw uznana za organizację terrorystyczną. Poparcie Palestyńczyków zyskał dzięki wielkiej akcji pomocowej. Za swój cel uważa zbudowanie państwa palestyńskiego i zniszczenie Izraela. W wyborach z 2006 r. Hamas uzyskał większość w parlamencie Autonomii, rok później zbrojnie przejął kontrolę nad Strefą Gazy. W ub.r. Izrael i Hamas zawarły zawieszenie broni, które zostało zerwane przez Palestyńczyków.

Dr Krawczyk stwierdza, że wystarczy spojrzeć na mapę i przeanalizować politykę Izraela wobec Zachodniego Brzegu Jordanu. Rozbudowa kolonii żydowskich na tym terenie trwała nawet w czasie procesu pokojowego. I trwa nadal. Praktycznie niemożliwe jest wycofanie prawie pół miliona osadników z tych terenów. Próba ewakuacji osad z radykalnymi żydowskimi fundamentalistami zakończyłaby się wojną domową. A państwo palestyńskie nie może być przecież niesuwerennym tworem kilku miast poprzedzielanych murami i drogami "tylko dla Żydów".

We wstępie do swej książki śląski naukowiec pisze, że 1948 rok jest najważniejszą datą w XX-wiecznej historii Bliskiego Wschodu. Powstanie Izraela zmieniło całkowicie oblicze tego regionu. Zakończył się okres terroryzmu świeckich żydowskich organizacji bojowych. Dla terroryzmu palestyńskiego natomiast rok 48. to praprzyczyna wszelkiej działalności zbrojnej. Wszystkie późniejsze zamachy Palestyńczyków są skutkiem wydarzeń związanych z tą datą.

Mówi się, że terror to broń słabych, którą z powodzeniem wykorzystali Żydzi w latach 40. Ale wkrótce jego straszne skutki odczuło nowe państwo izraelskie.

Podobieństwa w działalności terrorystycznych organizacji żydowskich lat 40. i - późniejszych - arabskich, są bardzo duże. - Zmieniły się tylko warunki, w jakich terroryści działają - tłumaczy dr Adam Krawczyk. - Warto pamiętać, że żydowskie grupy terrorystyczne Irgun z Menachemem Beginem, Lehi z Icchakiem Szamirem czy Hagana z Ben Gurionem były odpowiedzialne za akty terroryzmu w Palestynie.
Wówczas jeszcze był to teren mandatowy Wielkiej Brytanii. Irgun podkładał ładunki na wypełnionych ludźmi bazarach w arabskich miastach, był również odpowiedzialny za wysadzenie skrzydła Hotelu King David, gdzie zginęło 91 osób.

Lehi mordowało brytyjskich i międzynarodowych oficjeli. Atakowano głównie Brytyjczyków, aby zmusić ich do opuszczenia Palestyny.

Palestyńczycy z kolei od lat sześćdziesiątych stosują terroryzm, by utworzyć własne państwo. Problem w tym, że to ojczyzna obu nienawidzących się narodów - Izraelczyków i Palestyńczyków.

Po utworzeniu Izraela rozpoczął się proces z przechodzenia od organizacji terrorystycznych do partii politycznych. Palestyńczycy są w podobnej sytuacji.

Organizacja Wyzwolenia Palestyny osiągnęła ogromny sukces uzyskując podczas rozmów w Oslo w 1994 r. zgodę na utworzenie Autonomii. OWP stała się więc oficjalnym reprezentantem narodu, uznawanym przez Izrael i mającym namiastkę władzy w swojej ojczyźnie.

- Po wygranych wyborach w 2006 r. Hamas też przechodził podobną ewolucję - wyjaśnia dr Krawczyk. -Brodaci fundamentaliści zostali zastąpieni gładko ogolonymi ministrami w marynarkach, nie przeprowadzano zamachów samobójczych, ograniczono wszelką działalność zbrojną.

Ustanowiono rozejm z Izraelem, a nawet wcześniej zaproponowano rozmowy dwustronne, mimo że kilka lat wstecz o jakichkolwiek kontaktach z syjonistami nie było mowy.

Al-fatah

Jedna z największych palestyńskich partii i największa frakcja OWP o charakterze centrolewicowym. Założony w latach 50. przez Jasera Arafata. Jego celem było zbrojne uzyskanie pełnej niepodległości Palestyny. Obecnie pozostaje główną siłą stojącą za OWP, jej polityka uległa zmianie w kierunku zaprowadzenia w Palestynie rządów zbliżonych do demokratycznych.

Zdaniem dr. Krawczyka Fatah przegrał wybory w 2006 r. poprzez swój skorumpowany system rządzenia i fatalną sytuację ekonomiczną w Autonomii, której przewodził przez ponad 10 lat. Dzisiaj nie przedstawia realnej siły, jaką miał dawniej. Dlatego Izrael może z nim rozmawiać z pozycji silniejszego. - I zgodnie z zasadą "dziel i rządź" podburza jednych przeciw drugim. W latach 80. Żydzi wspierali fundamentalistów przeciwko Fatahowi, dziś dostarczają broń dla Fatahu, by walczył z Hamasem - mówi politolog UŚ.

Szanse na to, by obie organizacje prowadziły jedną, realistyczną politykę wobec Izraela są niewielkie. - To zależy, czym miałaby być ten "realizm?" - zastanawia się dr Krawczyk. - Jeśli walką o państwo palestyńskie, to nie widać wspólnej płaszczyzny. Mimo że obie strony w retoryce opowiadają się za niepodległością, tylko Hamas jest skłonny za tę ideę umrzeć. O "realistycznej polityce" można by mówić, gdyby Palestyńczycy pogodzili się z rolą uchodźców i z okupacją, w zamian za złagodzenie represji czy otwarcie granic. Ale takiej kapitulacji nie należy oczekiwać.

Co gorsza, prezydent Autonomii Mahmud Abbas nie ma szans na zdobycie szerokiego poparcia Palestyńczyków. Brakuje mu charyzmy Jasera Arafata i postrzegany jest przez mieszkańców Gazy jako kolaborant, który zbratał się z największym wrogiem - Izraelem.

Duży wpływ na decyzję Izraelczyków po ostatnim ataku na Strefę Gazy mają też lutowe wybory parlamentarne. Premier rządzącej partii Kadima, Ehud Olmert, jest niepopularny i ma za sobą przegraną wojnę z Hezbollahem w 2006 r. Sukces militarny jest mu bardzo potrzebny. To Kadima doprowadziła do wycofania się osadników ze Strefy Gazy, porozumiała się z prezydentem Abbasem i zawarła rozejm z Hamasem. Izraelscy radykałowie zarzucają więc Kadimie ugodowość wobec Arabów i zmniejszenie bezpieczeństwa Izraela. Oczywiście, sama ofensywa nie jest tylko wynikiem wewnętrznych sporów politycznych, ale na pewno - jej decydującym ogniwem. Trzeba pamiętać, że mimo tego, co mówią w mediach, to obie strony nie przestrzegały ustaleń rozejmu. Izrael blokował zaopatrzenie do zamkniętej niczym getto Strefy Gazy i prowadził tam operacje wojskowe.

A rakiety Hamasu, mimo że nie czyniły wielkich szkód, destabilizowały życie mieszkańców Izraela już od listopada. - W tym konflikcie - konkluduje dr Krawczyk - z perspektywy 60 lat od powstania Izraela, nie jest już ważne kto ma rację z historycznego czy moralnego punktu widzenia. Można przypominać jak powstał Izrael, zbrodnie obu stron, mówić o 700 tysiącach Palestyńczyków, którzy zostali wypędzeni lub uciekli przed masakrami oddziałów Irgunu, Lehi czy Hagany. Wbrew propagandzie obu stron - te dwa narody nie walczą o przetrwanie.

Państwowość Izraela i egzystencja narodu ani na moment nie jest i nie była zagrożona atakami Palestyńczyków.

Izrael z kolei nie prowadzi polityki wynarodowienia Palestyńczyków, a jego operacje zbrojne, chociaż krwawe, nie grożą zagładą narodu. Tyle że Palestyńczycy żyją pod okupacją izraelską i w obozach uchodźców w sąsiednich państwach. Ich los jest często tragiczny. Nic dziwnego, że tragiczna sytuacja ekonomiczna i beznadzieja życia w Strefie Gazy rodzą terror. Nienawiść wzmaga się z pokolenia na pokolenie. Jednak i w tym przypadku egzystencja tego narodu nie jest zagrożona.

To jest klasyczna sytuacja patowa. Oba narody muszą pogodzić się z myślą, że są skazane na siebie. Nie ma też żadnych szans na rozlokowanie tam wojsk ONZ lub UE. Izrael wielokrotnie nie wyrażał na to zgody.

Teoretycznie wpływ na Izrael mogą mieć jedynie Stany Zjednoczone, ale te nie pełnią roli mediatora lecz strategicznego sojusznika państwa żydowskiego.

Nadzieje na nacisk światowych mocarstw są mrzonką. Nowy prezydent USA Barack Obama nie zmieni niczego. Izrael pozostanie najważniejszym ogniwem w bliskowschodniej polityce USA.

Swego czasu premier Menachem Begin powiedział w Knesecie: "Izrael nie potrzebuje niczyich błogosławieństw dla swych działań, gdyż jest do nich uprawniony już z tego tytułu, że istnieje".

Może za 10 - 20 lat coś się zmieni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska