Pan Władysław pracuje w straży od 1964 roku. Przez 34 lata był kierowcą wozu. Od trzech kadencji jest prezesem OSP w Lnianie. - Gdy zaczynałem, nie było telefonów w autach, jak to jest teraz - wspomina. - Praca wyglądała zupełnie inaczej.
Jak podkreśla nasz kandydat, aby być strażakiem trzeba mieć specjalne predyspozycje. - Przede wszystkim obowiązkowość we krwi - wskazuje. - Trzeba tak mieć zaplanowane zajęcia, aby w każdej chwili móc zostawić wszystko i jechać do akcji. Rodzina także musi być temu podporządkowana.
Podobnie jak lekarze czy pielęgniarki, strażacy przez cały okres swojej służby muszą się uczyć. - Bez tego ani rusz - wskazuje pan Władysław. - Ukończyłem wszystkie kursy, jakie tylko strażacy przechodzą. Wszystko po to, aby jak najlepiej spełniać swoje powołanie.
Ze względu na swój wiek i stan zdrowia, pan Władysław od roku "przyhamował" z pracą. - Nie jeżdżę już do akcji, ale zawsze służę radą i pomocą - podkreśla.
Pan Władysław najlepiej odpoczywa ze swoimi wnukami, które są jego największą dumą. - Staram się poświęcać dużo czasu pięcioletniemu Dominikowi i czteromiesięcznej Milence - mówi. - Chodzimy na spacery. Bawimy się razem.
Co dzień też wsiada na rower i pędzi przed siebie. - To dla zdrowia - wskazuje. - Jeżdżę dwa razy dziennie po pół godziny swoją ulubioną trasą w stronę Wętfii.