Państwowa ziemia w naszym regionie, oferowana w przetargach, jest najdroższa w kraju

W pierwszym kwartale tego roku wyprzedzało nas województwo śląskie, w drugim śląskie i wielkopolskie, w trzecim obydwa te regiony przebiliśmy wysokimi cenami państwowych gruntów.

Mali i średni musieli zrezygnować z zakupów

Co spowodowało taki wzrost stawek? - Zła polityka Agencji Nieruchomości Rolnych, która nie reagowała na nasze protesty w sprawie wygórowanych cen wywoławczych - twierdzi Heliodor Banaszak, przedstawiciel rolniczej „Solidarności” w gminie Rojewo. - W przypadku sprzedaży ziemi po gospodarstwie w Wierzbiczanach to było nawet ponad 40 tysięcy złotych. Dlatego z zakupu gruntów musiało zrezygnować wielu właścicieli małych i średnich gospodarstw. Działki po wygórowanych cenach kupili posiadacze gospodarstw wielkoobszarowych oraz ludzie raczej nie związani z rolnictwem.

Jednak w bydgoskim oddziale Agencji Nieruchomości Rolnych tłumaczą, że stawki wywoławcze ustala się na podstawie wycen niezależnych rzeczoznawców, a ci na pewno nie biorą danych z sufitu. Wyliczają średnią, także w oparciu o ceny obowiązujące na wolnym rynku. A ona w ostatnich miesiącach wciąż rosła. - Bo w Kujawsko-Pomorskiem nadal jest ogromny głód ziemi - mówi Banaszak. - Szczególnie na Kujawach wielu gospodarzy chciałoby dokupić grunty.

Roszczenia blokują sprzedaż

Gdyby ANR mogła więcej państwowej ziemi wystawić na sprzedaż, zapewne cena byłaby niższa. Niestety, Kujawsko-Pomorskie wyprzedza inne województwa także pod względem liczby roszczeń byłych właścicieli nieruchomości lub ich spadkobierców.

Pod koniec minionego roku wniosków o zwrot mienia złożono tu aż 610 (w Wielkopolsce było ich 600). I w ten sposób zablokowano sprzedaż 116 tysięcy hektarów w Kujawsko-Pomorskiem. - Roszczeniami objętych jest aż około dziewięćdziesięciu procent nieruchomości znajdujących się w zasobie naszego oddziału - mówi Adam Ostrowski, dyrektor Oddziału Terenowego Agencji Nieruchomości Rolnych w Bydgoszczy. - Do czasu rozpatrzenia wniosków nie możemy ich sprzedać, ale najwyżej wydzierżawić.

Rolnik z nożem na gardle

Niedawno padł kolejny rekord. Hektar państwowej ziemi w Kujawsko-Pomorskiem sprzedano za ok. 85 tys. zł!

- Logiki w zakupie tak drogich gruntów rolnych nie ma żadnej, bo nie wierzę, by opłacalność produkcji w najbliższych latach bardzo wzrosła - twierdzi Jan K. Ardanowski, doradca prezydenta RP do spraw rolnictwa. - Wiem, że niektórzy gospodarze decydują się na kupno państwowej ziemi, bo mają nóż na gardle. Wzięli unijne pieniądze zobowiązując się do powiększenia gospodarstwa, więc albo dokupią grunty albo oddadzą premie.

Czy będą kolejne podwyżki? - Nawet kryzys ich nie zatrzymał - zauważa dyr. Ostrowski. - Na razie nie należy liczyć na obniżki.

Niższą średnią w trzecim kwartale tego roku zanotowano w Wielkopolsce. Cena spadła z 23 066 zł (II kwartał)za hektar państwowej ziemi do 20 501 zł. Spadki odnotowano też w województwie śląskim (z 25 582 zł do 21 588 zł za ha w tym samym okresie).

A w Kujawsko-Pomorskiem ziemia wciąż drożeje. Porównując średnie ceny z II i III kwartału tego roku (w ramce) widać duży wzrost. Różnica wynosi prawie 10 tys. zł!

- System sprzedaży państwowej ziemi trzeba zmienić - mówi Paweł Barczak, rolnik z Wybranowa (gm. Rojewo). - Gospodarze nie powinni jej kupować na przetargach. A cena musi być taka, żeby zakup zwrócił się najwyżej po dziesięciu latach, a nie - tak jak teraz - po kilku wiekach!