Czym się różni pies od chomika? Albo od kota? Dlaczego nikt nie żąda opłat za posiadanie kanarka, papużki czy rybek w akwarium? I skąd w ogóle wziął się podatek od psa, chyba najdziwniejszy ze wszystkich, jakie obowiązują w Polsce? Bo nie ma wątpliwości, że jest to wyraźnie określony podatek, a nie opłata za sprzątanie po psach.
Nie płaciłem i nie zapłacę
- takie stanowisko prezentuje wielu właścicieli psów. Tymczasem z danych Wydziału Finansów włocławskiego Urzędu Miasta wynika, że wspomniane opłaty uiściło w ubiegłym roku blisko 3,5 tysiąca na ponad 6300 zarejestrowanych właścicieli czworonogów. Skąd te dane? Przecież poza groźnymi rasami nie ma obowiązku rejestrowania psów. Nie wiadomo też, ile pieniędzy mogłoby wpłynąć do kasy miasta, zamiast uzyskanych w ubiegłym roku 121 tysięcy złotych, gdyby z obowiązku wszyscy wywiązywali się sumiennie.
Roczna opłata za psa
wynosi we Włocławku 35 zł. To średnia krajowa. W Poznaniu na przykład trzeba zapłacić 53 zł, w Lublinie 50 zł, we Wrocławiu 40 zł, w Olsztynie 30 zł, zaś w Opolu 20 zł. Miłośnicy psów z Warszawy wnoszą rocznie do kasy miasta symboliczną złotówkę W Łomży 53 zł od psa płacą mieszkańcy wielorodzinnych bloków, stawka dla właścicieli domów jednorodzinnych wynosi 43 złote. Rada Miasta Pszczyny uchwaliła roczną stawkę wynoszącą 10 zł, zwalniając równocześnie z opłat za psy, szczepione przeciwko wściekliźnie. A że szczepić trzeba wszystkie, dochody Pszczyny z psiego podatku to... zero złotych.
Niby jeden kraj, niby jedno prawo, a jakaż ilość interpretacji! Samorządowcy są zgodni co do tego, że podatek w obecnej formie jest po prostu absurdalny. Równie absurdalny jak powszechna niemoc wobec psich odchodów, zalegających nie tylko włocławskie ulice. Miłośnicy chomików nadal mogą spać spokojnie.