https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pełnia teatralnej iluzji

Magdalena Janowska
Słowacki teatr Stare Divadlo zachwycił najmłodszą publiczność
Słowacki teatr Stare Divadlo zachwycił najmłodszą publiczność fot. Łukasz Fijałkowski
Tegoroczne "Spotkania" nabierają rozpędu. Na szokujące przedstawienie z Hiszpanii i ciepły, prosty spektakl ze Słowacji warto było poczekać.

"Gdy słychać wycie" hiszpańskiego Teatru Corsario to jedyne podczas tej edycji festiwalu przedstawienie, które widzowie będą mogli obejrzeć po raz drugi - i to już dziś. A wśród tych, którzy byli na spektaklu we wtorek nie brakuje widzów, którzy deklarują, że pojawią się na nim ponownie

Doskonały w każdym calu

Nic dziwnego - "Gdy słychać wycie" to prawdziwy majstersztyk. Hiszpanie stworzyli pełen grozy, przesiąknięty erotyzmem spektakl, który zachwyca wirtuozerią animacji lalek, oczarowuje nastrojem i szokuje odwagą.

Fabuła przedstawienia osadzona jest w mrocznych czasach Inkwizycji. Nic więc dziwnego, że magia, wiara w demony, wilkołaki i czarownice jest tu równie silna jak religijny fanatyzm i okrucieństwo.

Spektakl opowiada historię młodej Talii, której matka podejrzewana o cielesne kontakty z diabłem została stracona przez karzący palec Inkwizycji. Duch matki, który powraca w kolejnych odsłonach przedstawienia, próbując ustrzec córkę przed pożądaniem i zachować ją w czystości, usypia ją ukłuciem igły, a jej pogrążone we śnie ciało składa na dnie morza.

Jednak nawet tu na wpół martwa Talia wzbudza żądzę, staje się seksualnym obiektem. Wkrótce również w niej budzi się uśpiona dotąd świadomość cielesności. Od tego momentu matka nie ma już prawa ingerować w jej życie.

Fabuła z pogranicza baśni, mitu, snu i mrocznych wyobrażeń opowiedziana zostaje za pomocą lalek. Są one nie tylko bardzo realistyczne i pięknie wykonane, ale także niezwykle plastyczne, dynamiczne, żywe. Animowane przez aktorów ukrytych w "czarnym teatrze" perfekcyjnie odtwarzają ludzkie gesty, grymasy. Następuje absolutna pełnia teatralnej iluzji.

Przedstawienie to nie tylko doskonała animacja lalek, która tworzy zupełnie oczarowujące złudzenie życia, ale też przepiękne obrazy. Scenografia zmienia się jak w kalejdoskopie, a w kreacji przestrzeni ogromną rolę odgrywa światło i dźwięk.

Bańki mydlane, błękitny blask i szum wody wystarczą, by akcja przeniosła się w morską głębinę. Spektakl nasycony grozą i niesamowitością stanowi mieszankę barw i dźwięków, których intensywność przez 65 minut trwania widowiska drażni zmysły do granic oszołomienia.

W tym uwodzicielskim, stworzonym z niewiarygodną precyzją (przywodzącą na myśl animację filmową) świecie odnajdujemy wszystkie odcienie człowieczeństwa: miłość, zazdrość, zdradę, pożądanie, wiarę, zemstę, cierpienie, rozkosz, strach, nienawiść... wszystko. Ot, życie.

A dźwięk wycia, powracający w spektaklu niczym leitmotiv, przypomina, że nie jesteśmy jaśni, czyści, nieskazitelni. Jesteśmy areną, na której ścierają się i kotłują sprzeczności. Oto człowiek.

Oswajanie śmierci

W nurcie przedstawień dla dzieci mogliśmy z kolei obejrzeć "O śmierci i cudownym lekarzu" słowackiego teatru Stare Divadlo.

Reżyser Ondrej Spišák stworzył prosty, szczery, choć może niepowalający inscenizacyjnym rozmachem spektakl, stworzony przede wszystkim z myślą o dzieciach (czego paradoksalnie nie można powiedzieć o wszystkich porannych prezentacjach dla najmłodszych).

Z dziecięcą naiwnością, pełną ciepła i uroku, przedstawienie opowiada historię ubogiego Chłopa, który poszukując rodziców chrzestnych dla swego najmłodszego dwudziestego czwartego już dziecka, spotyka Śmierć. Wyświadcza jej przysługę, w zamian za co zostaje obdarzony cudowną mocą uzdrawiania.

Dar, który otrzymuje od Śmierci, pozwala mu wydostać się z nędzy. Chłop ulega jednak zachłanności, pragnie bogactwa, co zgodnie z przestrogą Śmierci ostatecznie go gubi.

W przedstawieniu najciekawsza jest właśnie kreacja Śmierci, mimo że stanowi uosobienie stereotypowych wyobrażeń kostuchy. Śmierć z trupio bladą twarzą, przyobleczona w czerń i wyposażona w kosę, u Spišáka nie jest okrutna i przerażająca. To postać budząca sympatię, obdarzona mądrością, sprawiedliwa, która w finale przedstawienia ze sceny wygłasza prosty morał i receptę na szczęście: kochać ludzi i nie być egoistą.

Mimo że główny bohater umiera, zakończenie przedstawienia ma w sobie coś z happy endu, ale rozegranego z dystansem. Tuż przed opadnięciem kurtyny na scenie wybrzmiewa piosenka "What a wonderful world" zupełnie nieprzystająca do bajkowo-ludowej konwencji, w której utrzymany był spektakl. To teatralne puszczenie oka do widza czytelne okazało się nawet dla najmłodszych.

Wybrane dla Ciebie

Od czerwca te długi są anulowane! 7 sytuacji, w których dochodzi do przedawnienia

Od czerwca te długi są anulowane! 7 sytuacji, w których dochodzi do przedawnienia

Zwrot podatku dla emerytów. Tyle trafi na ich konto za Trzynastkę i Czternastkę

Zwrot podatku dla emerytów. Tyle trafi na ich konto za Trzynastkę i Czternastkę

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska