
Fot. nasa/jpl, arizona university, infografika Jerzy Chamier-Gliszczyński
Takie słowa wypowiedział kierujący misją badacz Peter Smith.
To, że na Marsie jest lód, wiedziano już od 2002 roku, kiedy odkryto warstwę zmarzliny. Natomiast zdjęcie północnej czapy lodowej wykonane przez sondę Mars Global Surveyor dokładnie pokazały, że czapa ma 1200 km szerokości, 3 km grubości, zaś kaniony mają 1 km głębokości. Dlatego misję Phoenixa skierowano w ten rejon.
Po zegarmistrzowskim lądowaniu sondy na powierzchni Marsa, było to już miesiąc temu, wszystko wskazywało, że nie powinno być kłopotów. Po krótkim odpoczynku i testach, dwa później, nastąpiły kłopoty w przekazaniu zadań dla sondy, w tym do uruchomieniu ramienia robota. Ramię robota z umieszczoną na końcu koparką jest najważniejszym narzędziem do szukania śladów lodu lub wody pod powierzchnią.
Pierwsze zdjęcia z okolic i spodu sondy pokazały najprawdopodobniej duże fragmenty lodu odsłoniętego podczas lądowania. Od 1 czerwca dokonywano testowych "wykopków" gruntu.
Dziesięć dni później pobrano próbkę, którą umieszczono w analizatorze TEGA, który podgrzewa próbki i bada uwolnione gazy. Niestety, podgrzane próbki do 35 i do 175 stopni Celsjusza nie uwolniły choćby niewielkich ilości pary wodnej.
Przełom nastąpił kilka dni temu, dokładnie 19 czerwca. Lądownik przesłał dwa zdjęcia z miejsca pobrania próbki gruntu. Pierwsze zdjęcie tego miejsca zrobił 20. dnia pobytu na Marsie, natomiast drugie, cztery dni później. Porównanie obu zdjęć zaszokowało badaczy i wzbudziło w nich entuzjazm. Zdjęcia pokazują, że odkryte kawałki lodu w ciągu czterech dni wysublimowały. Dla naukowców jest to dowód, że koparka Phoenixa odsłoniła pod 5-15 cm warstwą gruntu lód wodny.
Sublimacja - przejście ze stanu stałego w stan gazowy z pominięciem stanu ciekłego.