
Koń w takim plutonie musi być własnością policji, czyli państwa. Gdyby taka formacja powstała w Grudziądzu, pierwsza bym się do niej zgłosiła. Jednak wiadomo, to są koszty. Na razie można sobie tylko pomarzyć...

Agnieszka Marcinkowska pochodzi z Poznania. - W pobliżu naszego domu było gospodarstwo, którego właściciel miał konisia. Chodziłam tam karmić konika marchewką lub tylko popatrzeć - wspomina policjantka.
- Dopiero kiedy moja koleżanka z podstawówki otrzymała konia, mogłam na nim krótko pojeździć, aby pokazać mojej mamie, że to nie jest niebezpieczne. Mama zgodziła się na moją naukę jazdy konnej w ośrodku Black Hourse w Poznaniu.

Pracę w policji wybrała dlatego, że może w konkretny sposób pomóc ludziom.

Jak trafiła do Grudziądza?Szła za głosem serca... Wyszła za mąż.
- To właśnie na rocznicę ślubu mój cudowny mąż kupił mi w prezencie klacz Iwi. Wiedział, że jestem do niej ogromnie przywiązana. Mam ją już 3 lata - wyjaśnia pani Agnieszka. - Jeżdżę niezależnie od pogody, m.in. do Lasu Rudnickiego. Konno mogę zbliżyć się do danieli i saren, które nie uciekają.
Ukończyła resocjalizację. Jest też oligofrenopedagogiem- specjalistą od pracy z dziećmi upośledzonymi umysłowo. Może uda się jej kiedyś połączyć służbę w policji z pracą z dziećmi niepełnosprawnymi. W terapii wykorzystałaby... konie. Kontakt z nimi korzystnie wpływa także na efekty w nauce.