Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piękno niejedno ma imię. Ale bliżej mu do tajemnicy niż spełniania kryteriów podobania się wszystkim

Karina Obara
Karina Obara
Prof. Monika Jaworska-Witkowska, specjalistka filozofii i pedagogiki kultury w KPSW w Bydgoszczy, socjoterapeutka, malarka i animatorka kultury i sztuki, autorka 15 książek
Prof. Monika Jaworska-Witkowska, specjalistka filozofii i pedagogiki kultury w KPSW w Bydgoszczy, socjoterapeutka, malarka i animatorka kultury i sztuki, autorka 15 książek archiwum prywatne
Czym jest piękno, a czym dzieło sztuki? Kto decyduje o tym, że coś jest sztuką? - Sztuce nie chodzi o to, aby się podobać czy spełniać oczekiwania - mówi prof. Monika Jaworska-Witkowska. - Prawdziwa sztuka działa na odbiorcę przebudzająco. Przemienia, porusza i nie pozostawia go obojętnym.

- Czym jest piękno?
Ależ to zdradliwe pytanie! Według greckiej tradycji filozoficznej, piękno to trzecie ogniwo klasycznego splotu dobra i prawdy. W innym ujęciu to efekt harmonii i proporcji, tak bardzo manifestowany w sztuce renesansu, odradzającego aurę piękna ciała ludzkiego. Jeszcze inne podejście akcentuje bogactwo formy, bizantyjskie albo barokowe przynajmniej czy wręcz przeciwnie, uwypuklające jej ascetyczny charakter i konwencjonalność epoki, np. średniowiecznych obrazów bez perspektywy.

- A teraz?

Przysłowiowe piękno modelek można zderzyć z anorektycznymi „wieszakami” na wybiegach mody ostatnich dekad, gdzie liczyć ma się wrażenie zaskakującego piękna stroju, oderwanego od zduszonej urody kobiet. Piękno nie ma więc jednej definicji ani kryteriów. Wydaje mi się, że pięknu bliżej do tajemnicy i kontemplacji, niż do spełniania kryterium podobania się jak najszerzej, skoro zabieganie o sprzyjanie gustom może prowadzić do kiczu, jako uwznioślonego fałszu i pozoru wartości.

- Od wieków poszukujemy piękna w literaturze, muzyce, w sztuce w ogóle. Kiedyś sztuka była synonimem piękna, teraz to się zmieniło. Wielu z nas dostrzega, że próżno szukać piękna w sztuce. Tego rodzaju oczyszczającego katharsis, po którym zyskiwaliśmy nadzieję, czuliśmy się kimś lepszym. Przynajmniej na chwilę. Teatr jest zaangażowany, literatura rozprawia się z bolesnymi doświadczeniami, muzyka eksperymentuje. Jak pani to znosi?

No cóż, wielu tropów pani dotknęła na raz. Estetyka zajmuje się formą jako zasadą organizacji doświadczenia. Możliwa jest też estetyka fascynacji brzydotą, estetyka kiczu, byle była konsekwentna i zaskakująca. Podobnie z estetyką kolażu. Kubizm, czy futuryzm także upominały się o własny styl dążeń artystycznych. Sztuce nie chodzi o to, żeby się podobać czy spełniać oczekiwania. Najpierw impresjonistów podejrzewano, że nie umieją malować, a potem umieszczono w galeriach klasyki sztuki współczesnej doceniając geniusz patrzenia na barwy i kształty. Surrealizm też najpierw zaskoczył deformacjami świata i jego przedmiotów, a potem został uznany za pogłębienie przejawiania się i odbierania przez nas bytu. Pablo Picasso czy Salvador Dali należą już do klasyków współczesności, podobnie jak za wybitnych uznani zostali Andy Warhol czy Marcel Duchamp, skoro odsłonili nowy sposób patrzenia na otaczające nas przedmioty. A kto powiedział, że sztuka nie ma prawa pokazywać gorszej, brzydszej, wręcz ponurej strony kondycji człowieka, żeby nim wstrząsnąć, zapisać bolesne doświadczenie piekła, jak w dramatycznym malarstwie Zdzisława Beksińskiego. Teza Theodora Adorno, że po wydarzeniu Auschwitz i Holocaustu poezja nie ma prawa na liryczność też brzmi wstrząsająco, etycznie właśnie. Prawdziwa sztuka działa na odbiorcę przebudzająco. Przemienia, porusza, nie pozostawia go obojętnym. Ma walory poznawcze, odsłania wymiary wcześniej przez nas nierozpoznawane.

- Jak pani to rozumie?

Muzyka nie musi trzymać się kanonów i konwencji. Odsłaniając przestrzeń dźwięku, jakiej klasycy nie podejrzewali. Pojawiają się jej podtypy, jak muzyka filmowa czy eksperymentalna, komputerowa. Powstają nowe arcydzieła nawet w małej formie. Polonez Wojciecha Kilara z adaptacji filmowej „Pana Tadeusza” przez Andrzeja Wajdę zdołał wyprzeć na studniówkach klasyczny utwór „Pożegnanie ojczyzny” Michała Kleofasa Ogińskiego – rzecz dla mnie kiedyś niewyobrażalna. Eksperymenty czy innowacje w sztuce nie muszą być zaprzeczeniem tradycji, ale stają się jej nowym obliczem reprezentatywnym na całe dekady czy pokolenia.

- No, ale dawniej kanonem w literaturze czy teatrze był bohater przechodzący przemianę. Teraz to rzadkość. Chyba tylko w kinie zachowała się taka prawidłowość. W którą stronę poszła sztuka?

Tych stron jest przynajmniej kilka. Jest dążenie do tzw. perfomansu, czyli dzieła zaklętego w to, co artysta robi na oczach widza, często ze sobą jako ważnym medium, szokując czy prowokując. Są instalacje o różnej trwałości i czytelności, epatując czasem zestawem uchodzącym za śmieci. Jest sztuka abstrakcyjna czy formalna, gdzie liczy się coś innego niż intencja przedstawienia i to jeszcze coś naśladującego. Gra kolorów, kresek, światła, kompozycji formy też jest wyrazem dążenia artystycznego. Jest też ciągle nowa sztuka eksperymentalna, testująca zaskakujące środki wyrazu i materiały oraz techniki wykonania i sposoby prezentacji. Kiedyś przypisywano sztuce zadanie przestrzegania tzw. mimetyczności, czyli troski o upodobnienia i naśladowania rzeczywistości. Realizm może mieć swoje konwencje, co widać choćby po zderzeniu tzw. socrealizmu z okresu stalinowskiego z ideą realizmu magicznego w literaturze latynoamerykańskiej. Potem uwypuklano postulat aury jako niosącej efekt auratywności, tworzenia wyjątkowego klimatu, jakim dzieło emanuje. Albo osobno - troski o styl jako aspekt niepowtarzalnej tożsamości artysty… Mnóstwo tych odmian mamy.

- A czym dla pani jest dzieło sztuki?

Ostatnio jestem pod wielkim wrażeniem formuły, jaką wyczytałam z książki Petera Sloterdijka „Musisz życie swe przemienić”, w której pyta: „Czym jest sztuka jeśli nie formą umiejętności cierpienia, będącą równocześnie formą cierpienia wskutek umiejętności”. Nie darmo pozostaje marzeniem sytuacja, gdy anonimowy odbiorca z innego pokolenia rzuci okiem i powie: ale „picassy”, albo „abakany”. Choć najwartościowsze dzieła mogą długo być niedoceniane. I to też jest dramat sztuki.

- A kto decyduje o tym, że coś jest dziełem sztuki, a coś nie jest?

Na szczęście nie ma tu jednego scentralizowanego mechanizmu ani kryterium. Poziom dzieła musi się zaczynać od pokazania mistrzostwa warsztatu według znanych w środowisku wariantów technik czy różnic w stylach i kierunkach dążeń. Tożsamość dzieła jak i twórcy wymaga wypracowania oryginalnej odrębności, która na innych fachowcach zrobi wrażenie. Płytkie zamysły ani naśladowcze nie mają szansy na przetrwanie w pamięci kultury. Ostentacyjna awangarda także nie trafi do wielu.

- Jakie znaczenie ma w tym przypadku kod kulturowy?

Kod kulturowy, żeby nie był martwy czy obcy, musi być w kolejnych pokoleniach na nowo wyzyskany, odczytany, przetworzony, przebrany w nowe, oryginalne oblicza, inaczej zostaje znany „powidok”, poświata i blask resztek. A bywa, że i śladów tylko, których już życia ani oddziaływania się nie odczuwa, a tym bardziej nie przeżywa głęboko.

- Jak będzie więc wyglądała sztuka przyszłości?

Pojawią się z pewnością nowe środki wyrazu, surowce i konteksty, także kosmiczne, inspirowane podbojem wszechświata i osiągnięciami technicznymi. Sztuka ma szanse podtrzymać swoje gesty prowokacyjne, oskarżycielskie, niepokojące. Pamiętajmy też, że pozostaje w obiegu problem „sztuki życia”, „sztuki rządzenia”, „sztuki urządzania wnętrz” czy „sztuki pilotażu”, etc., jako wyraz tego, że sztuka będzie się nieodłącznie kojarzyła z czymś trudnym, wymagającym jednak finezji w obliczu złożoności i wbrew pospólstwu i przeciętności.

- A co zostanie z piękna?

Nostalgia za niezwykłym przeżyciem piękna, za estetyką, która uwzniośla, niesie katharsis oczyszczające z naszego zanurzenia w śmietniku doznań - szarości i kiczu. Zostanie otwartość na różnorodność. Ufam, że nadal ważne dzieła z przeszłości swoją wielkością, niezwykłością wyrazu i wirtuozerią wykonania w muzyce czy malarstwie, będą nas zachwycały, a przynajmniej poruszały i rodziły uznanie dla mistrzów, także tych przyszłych. Myślę, że będziemy wiedzieć nadal co to jest piękny wiersz, piękny człowiek, piękno żywiołu przyrody, aż po piękno odkrywane w kosmosie. Nigdy jednak piękna nie da się zamknąć w jednym kulturowym kanonie obowiązujących rygorów.

- Dlaczego tak jest?

Wolność sztuki wymaga prawa do transgresji, czyli przekroczeń ram i konwencji. Ale samo śledzenie tego, jak „upiększa się” indywidualnie ciała ludzkie na coraz większą skalę, sugeruje, że nie będzie tu już nigdy jednego kanonu piękna ani jednej zasady estetycznego zachwytu. Pozostanie piękno... różnorodności piękna w coraz bardziej zaskakującym świecie. Piękno i sztuka muszą stać się przedmiotem specjalnej troski, także edukacyjnie i w mediach, z udziałem krytycznie myślących artystów. Inaczej będziemy świadkami zbiorowego samobójstwa sztuki. Bo dzieła pozostaną, ale utracą znaczenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska