Podczas rządowych poszukiwań oszczędności wyszło na jaw, że szkoły wyższe nie wydają pieniędzy przyznanych przez ministerstwo na stypendia.
Resort nauki i szkolnictwa wyższego przekazuje je uczelniom według zgłoszonej liczby studentów (i na podstawie specjalnego wzoru).
Problem jest w tym, że muszą ją zgłosić pod koniec roku kalendarzowego, a nie mają pewności, ilu będzie studentów.
W ubiegłym roku toruński uniwersytet na stypendia dostał ok. 30 mln zł. Na koniec roku miał 3,5 mln zł nadwyżki.
- Zawsze włączana jest ona w pulę stypendialną. Musimy mieć zabezpieczenie, bo u nas o pomoc materialną można starać się w trakcie roku - mówi Marcin Czyżniewski, rzecznik toruńskiego UMK.
Dorota Dąbrowska, kanclerz Wyższej Szkoły Bankowej w Toruniu jest zdziwiona wypowiedziami pani minister.
- To ministerstwo się spóźnia z przelewami, a my stypendia musimy wypłacić w terminie. Ten problem zwykle jest na przełomie roku kalendarzowego, dlatego zostawiamy na koncie pieniądze na wypłaty styczniowe i rezerwę na zapomogi - mówi.
W 2008 roku WSB na stypendia dostało ok. 2 mln, w ten rok weszło z nadwyżką 140 tys. zł.
Uczelnie przelewy powinny mieć do 15 dnia miesiąca. W styczniu WSB pieniądze dostała trzy dni przed jego końcem.
Z tego samego powodu z pustym kontem dla studentów na koniec roku nie zostają bydgoskie Uniwersytet Kazimierza Wielkiego i Uniwersytet Technologiczno-Przyrodniczy.
UKW w ubiegłym roku na pomoc materialną dostał prawie 13,5 mln zł, na styczniową wypłatę zostawił sobie 1,3 mln zł.
Podobnie UTP, który otrzymał 7 mln zł, ale w na początku stycznia miał jeszcze 400 zł.
- Całość, oczywiście, w ciągu roku się bilansuje - zaznacza rzecznik Wojciech Chmara.
Uczelnie publiczne z puli stypendialnej mają prawo 20 proc. przeznaczyć na remonty akademików. Minister zapowiedziała, że w związku z kryzysem każdej placówce, na pół roku, zamrozi z niej 10 proc.