Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Pierwsze koty robaczywki" torunianki Kariny Bonowicz już w księgarniach

Rozmawiała KM
Karina Bonowicz, autorka i dziennikarka z Torunia
Karina Bonowicz, autorka i dziennikarka z Torunia Aleksandra Mackiewicz
- Wolałabym, żeby zamiast listy lektur obowiązkowych pojawiła się lista lektur zakazanych, bo przynajmniej kilka osób sięgnęłoby po nią z czystej ciekawości - mówi Karina Bonowicz, dziennikarka, autorka powieści "Pierwsze koty robaczywki".

Karina Bonowicz

dziennikarka (m.in. "Gazety Pomorskiej", Radia GRA, TVN 24, "Dziennika Teatralnego" i "Kulturalnego Torunia") i polonistka. Ostatnio przetłumaczyła internetowy bestseller Amerykanki V.J. Chambers. "Do utraty tchu" można pobrać ze strony www.vjchambers.beepworld.pl. Autorka powieści "Pierwsze koty robaczywki" wydanej właśnie przez Prószyński i S-ka.

- Gdyby się okazało, że znów jesteś w szkole…
- … to wolałabym się szybko obudzić (śmiech).

- Dlaczego?
- Etap pryszczy i stresu związanego z ciągłym pamiętaniem wzoru na pole trójkąta i tego, że "Słowacki wielkim poetą był" na szczęście mam już za sobą. I nawet gdyby kiedykolwiek przeszło mi przez myśl wsiąść w wehikuł czasu i wrócić do czasów szkolnych, myśl o lekcji matematyki skutecznie ostudzi mój zapał.

Czytaj także: Małgorzata Kalicińska, autorka "Domu nad rozlewiskiem", w Toruniu

- Nie lubiłaś szkoły?
- Nie lubiłam systemu szkolnictwa, który wtłaczał wszystkich uczniów w ten sam schemat. I matematyki, ale z trochę innych powodów… (śmiech).

- Ale wróciłaś znów do szkoły, tym razem jako nauczycielka…
- ... i to było bardzo ciekawe doświadczenie. Chociaż przyznaję, że po drugiej stronie barykady nie jest wcale łatwiej, a przynajmniej nie tak łatwo, jak to się wydawało, kiedy człowiek siedział w szkolnej ławce. Wszystko, co kiedyś budziło ciekawość, jak np. tajemniczy i niedostępny dla zwykłych śmiertelników (czyli uczniów) pokój nauczycielski czy wypełnianie magicznej książeczki zwanej dziennikiem nie było już tak ekscytujące. No i dużym wyzwaniem okazali się sami uczniowie, którzy byli wtedy niewiele młodsi ode mnie.

- Było strasznie czy śmiesznie?
- I strasznie, i śmiesznie (śmiech). Chociaż teraz, kiedy mam już to za sobą, chyba jednak zdecydowanie bardziej śmiesznie. Wszystko, co było przerażające, wydaje mi się dziś po prostu absurdalne, dlatego książka pisana była z dużym przymrużeniem oka.

Wiadomości z Torunia

- Jak bardzo zmieniła się szkoła od twoich czasów?
- Niewiele. System edukacji, mimo różnych kombinacji, które próbowało uskuteczniać Ministerstwo Oświaty, wcale się tak bardzo nie zmienił. Wciąż pełen jest rozmaitych pułapek, które czyhają zarówno na uczniów, jak i na nauczycieli. O nowej maturze (jak długo można ją nazywać nową?) nie wspomnę… Mam wrażenie, że ciągle uczy się tego samego i, co gorsza, tak samo. Uczniom nie zostawia się zbyt wielkiego pola manewru, bo wciąż wtłacza im się do głowy, że "Słowacki/Miłosz/Herbert wielkim poetą był", a potem każe pisać wypracowanie na temat "Kto jest twoim idolem i dlaczego Adam Małysz?" Wydaje mi się, że samodzielne myślenie wciąż nie jest mile widziane. Także u nauczyciela.

- A co z listą lektur?
- Błagam… Jestem prawie pewna, że układał ją sam Adam Mickiewicz, jeśli nie sam Jan z Czarnolasu.

- Wymień trzy książki, które powinny - twoim zdaniem - znaleźć się na liście lektur obowiązkowych w szkole średniej.
- Wolałabym, żeby zamiast listy lektur obowiązkowych pojawiła się lista lektur zakazanych, bo przynajmniej kilka osób sięgnęłoby po nią z czystej ciekawości. Na szczycie indeksu ksiąg zakazanych umieściłabym "Harry'ego Pottera", "Władcę pierścieni" i naszą Dorotę Masłowską.

- Książka oparta jest na twoich własnych belferskich doświadczeniach. Ile autentycznych historii znajdziemy w twojej powieści?
- Dużo. Czasami myślę, że o wiele za dużo…

- Naprawdę spotkałaś Myszora, Dywanową, dyrektora-wuefistę i innych?
- Te postaci mają swoje pierwowzory, chociaż myślę, że każdy w swoim życiu spotkał takiego Myszora czy Dywanową. Szukajcie a znajdziecie (śmiech).

- A co z uczniem zakochanym w swojej pani od polskiego?
- Nie zaprzeczam…

- Czym są tytułowe "Pierwsze koty robaczywki"?
- To zabawa słowna z doskonale wszystkim znanymi powiedzeniami: "pierwsze śliwki robaczywki" i "pierwsze koty za płoty". Książka opowiada w końcu o "pierwszym razie" młodej nauczycielki, która jest "kotem", jak zwykle nazywa się najmłodszych uczniów, i to zarówno dla zacnego ciała pedagogicznego, jak i dla swoich uczniów. Dlatego jest na podwójnym cenzurowanym. Czekają ją więc i "pierwsze koty za płoty", i "pierwsze śliwki robaczywki".

Najlepsze artykuły za jednym kliknięciem. Zarejestruj się w systemie PIANO już dziś!

- Książka jest ironiczna, prześmiewcza i zabarwiona czarnym humorem. Czy to jest twój sposób opisywania rzeczywistości?
- Zdecydowanie. Tylko humor i ironia sprawiają, że człowiek jest w stanie łatwiej znieść absurdy współczesnego świata i ludzką głupotę.

- Twoja rada dla początkujących nauczycieli to…
- Prowokować do myślenia. Udowodnić, że myślenie jest sexy. W końcu mózg jest najseksowniejszym z ludzkich organów…

- Żałujesz tego roku spędzonego na byciu "panią od polskiego"?
- Gdybym nie spędziła tego roku w szkole, ta książka nigdy by nie powstała.

Czytaj e-wydanie »

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska